piątek, 19 lipca 2013

Epilog

Dafne stała na skraju Zakazanego Lasu w drugą rocznicę bitwy, dokładne w tym samym miejscu, gdzie dwa lata temu trzymała w ramionach ciało martwego Serpensa. Dokładnie pamięta, co czuła w momencie, kiedy chłopak wykrwawiał się z głową na jej kolanach i w swoich ostatnich słowach wyznał jej miłość. Smutek jaki ogarnął ją w tej chwili był niemożliwy do opisania, miała ochotę wyć z bólu jaki poczuła w swoim sercu, ale teraz wszystko się zmieniło. Powolnym krokiem zbliżyła się do białego grobowca, który znajdował się nad brzegiem jeziora. Wyciągnęła różdżkę i wyczarowała wieniec z czerwonych tulipanów, który złożyła na płycie z delikatnym uśmiechem.
- Nigdy nie zapomnę ile dla mnie zrobiłeś.
Po chwili poczuła ręce oplatające ją w tali i ciepły oddech na swoim uchu. Odwróciła się delikatnie i spojrzała w piękne oczy o kolorze zaklęcia uśmiercającego. Chłopak, a właściwie już mężczyzna obejmujący ją uśmiechnął się do niej delikatnie, po czym spojrzał na grobowiec człowieka, któremu zawdzięczał życie.
- Do dziś nie wierzę, że on naprawdę to zrobił.
- A jednak...bardziej mnie zastanawia skąd on znał, to zaklęcie, w końcu to kawałek potężnej, zakazanej magii.
- Albus Dumbledore był człowiekiem pełnym tajemnic. Myślę, że dalej o nim wszystkiego nie wiemy i raczej już się nie dowiemy. - Serp uśmiechnął się szeroko - Jedno jest pewne, lubił się wtrącać w nieswoje sprawy.
- A mówiąc o wtrącaniu się w cudze sprawy...Draco w końcu oświadczył się Carol?
- W dalszym ciągu zwleka, moja lady Malfoy.
- Oh...przestań. Sam się zabierałeś za oświadczyny pół roku. - dziewczyna dźgnęła go palcem między żebra.
- No wiesz ty co? - Wąż zaczął ją łaskotać, jednak Daffy szybko mu się wymknęła i pokazując mu język odbiegła w stronę zamku. Tym czasem młody Malfoy skierował się w stronę drzew, gdzie siedziała Kat z laptopem na kolanach. Serp usiadł koło niej opierając się plecami o pień drzewa, a autorka odłożyła komputer.
- To już koniec, prawda? - zapytała, odwracając głowę w jego stronę.
- Tak, ja sam w to nie wierzę...minęło tyle czasu.
- Zostawisz mnie teraz samą?
- Nie do końca. - uśmiechnął się do niej szeroko - W końcu oryginalnie byłem Harrym Potterem, a biorąc pod uwagę głosy czytelników jeszcze się nie rozstajemy.
- Ale nie będziesz już Serpensem. - w oczach Kat pojawiły się łzy.
- Może nie, ale to kim będę zależy tylko od ciebie. - Serp wstał i pochylając się nad autorką, pocałował ją w czoło i zmierzwił jej włosy. Powoli wyprostował się i odbiegł w stronę zamku, po chwili odwracając się po raz ostatni.
- Pamiętaj, że coś się kończy, a coś nowego się zaczyna!
***
Tak, moi drodzy, niestety, to już koniec...człowiek nie zdaje sobie sprawy jak bardzo można się przywiązać do opowiadania. Ale to nie koniec! Zagłosowaliście, że chcecie kolejnego bloga o Harrym Potterze, a więc oficjalnie rusza Harry Potter i Odzyskana Tożsamość na razie można tam znaleźć tylko prolog, ale jak powstanie szablon wstawię pierwszy rozdział. Niestety nie wiem czy szabloniarnia przyjmie moje zamówienie, więc w razie czego byłabym wdzięczna gdyby znalazł się ktoś z czytelników, kto się na tym zna. Poza tym pragnę podziękować wszystkim, którzy wytrwali do końca tego opowiadania i wspierali mnie przy jego tworzeniu. Oczywiście dziękuje też Tańczącej, która sprawdziła również epilog. Mam nadzieję, że spotkamy się na moim nowym blogu. ;)

piątek, 12 lipca 2013

Rozdział 24

A oto i ostatni rozdział tego opowiadania, jeszcze tylko epilog i koniec. To był dla mnie bardzo trudny rozdział, mimo tego, że pozostał jeszcze epilog czułam się jakbym już żegnała się z bohaterami, którzy stali się częścią mnie. Jak pewnie zauważyliście na blogu pojawiła się nowa ankieta. Betowała Tańcząca.
***
Był 23 czerwca. Siedzieli w Wielkiej sali przy stole Slytherinu i ze zwieszonymi głowami jedli śniadanie. Nie dość, że Pansy ich w końcu dorwała i zmusiła do przestrzegania ciszy nocnej, to w dodatku dziś miała odbyć się bitwa o wszystko. Za chwile uczniowie mieli zostać poinformowani o sytuacji jaka zaistniała i przeniesieni do schronu wraz z częścią nauczycieli, którzy zostali już poinformowani przez dyrektora o swoich zadaniach. Serpens rozglądał się po sali patrząc na te wszystkie radosne twarze, które już nie długo miały zupełnie zmienić swój wyraz. Chciał bronić tych ludzi, nie mógł pozwolić, żeby ktoś sprawił, że już nigdy więcej się nie uśmiechną i nie zobaczą twarzy swoich rodziców. Spojrzał swojemu bratu prosto w oczy i skinął głową, że nadszedł już czas. Draco delikatnie machnął ręką rzucając zaklęcie bezróżdżkowe, które sprawiło, że wrota się otwarły i wkroczyli przez nie Śmierciożercy z Tomem na czele. Uczniowie krzyknęli przerażeni, a część z nich wyciągnęła różdżki i wycelowała je w Voldemorta. Dumbledore wstał i klasnął w dłonie przyciągając uwagę zdenerwowanych uczniów.
- Drodzy uczniowie, proszę abyście spokojnie zajęli swoje miejsca i wysłuchali, co mam wam do powiedzenia. - zaczekał aż wszyscy go usłuchali - Na pewno jesteście zdezorientowani obecnością Śmierciożerców na terenie Hogwartu, jednak pragnę was poinformować, że oni nie są naszymi wrogami. Rasa ludzka została wplątana w bardzo poważny konflikt. Dziś na terenie Hogwartu dojdzie do starcia pomiędzy Zjednoczonymi Siłami Ras, Śmierciożercami oraz Zakonem Feniksa a Draconitami, czyli Smoczą Rasą. Ci, którzy nie biorą udziału w walce oraz młodsze roczniki zostaną zakwaterowane w lochach Slytherinu, a teraz poproszę rocznik piąty i młodsze oraz osoby, które nie chcą brać udziału w starciu o udanie się za nauczycielami do schronu.
Serp z bólem na twarzy obserwował jak Astoria Greengrass podbiega do Dafne i prosi ją aby udała się z nimi do schronu, a Daffy odmawia jej całując młodszą siostrę w czoło i żegnając się z nią. Astoria zaniosła się płaczem i wtuliła w starszą dziewczynę z całej siły nie chcąc jej puścić, w końcu nauczyciele musieli rzucić na nią czar petryfikujący i wynieść z sali. Wąż widział jak Daffy zaczyna drżeć, a po jej policzku spływa jedna, jedyna łza. Po pół godzinie łzawych pożegnań, w końcu Wielka Sala opustoszała i pozostali w niej tylko ci, którzy zdecydowali się wziąć udział w bitwie. Po chwili do środka wkroczył Zakon Feniksa, a za nim sześć postaci w kapturach, które ruszyły w stronę stołu Slytherinu. Serpens ponownie skinął głową na brata, po czym razem wstali i podeszli do Dumbledore'a.
- Dobrze, skoro już wszyscy jesteśmy, należałoby przedstawić wam naszą strategię. - Draco obrócił się w stronę stołu Ravenclaw. - Luna zostawiamy, to tobie.
Lovegood wstała od swojego stołu i podniosła trzy grube zwoje, które czarem zawiesiła w powietrzu, za razem sprawiając, że się rozwinęły.
- Ogólny plan jest taki, że łucznicy na początku będą stali z przodu, jednak kiedy przedrze się większa ilość wrogów wycofają się i pozwolą reszcie atakować. Oddział medyczny pozostanie w zamku, w Skrzydle Szpitalnym i będzie zajmował się rannymi, nie wolno wam się mieszać do walki. - dziewczyna odwróciła się w stronę bliźniaków Malfoy. - Wynik tej bitwy zależy od was, mam nadzieję, że w miarę szybko pozbędziecie się ich przywódczyni. Na drugim zwoju macie rozpiskę, gdzie kto ma się znaleźć. Prosiłabym o zapoznanie się z tym i udanie na odpowiednie miejsca na błoniach.
- Chciałbym jeszcze tylko dodać, że dziękujemy, że zgodziliście się nam pomóc i mamy nadzieje, że w takim samym gronie jak teraz jesteśmy będziemy świętować wygraną bitwę. - Serp uśmiechnął się do osób znajdujących się w sali i wraz z bratem udał się w stronę Dafne, po czym razem udali się na błonia. W oddali było słychać donośny ryk, wrogowie zbliżali się do nich. Wszyscy znajdowali się na swoich miejscach, pułapki zostały zastawione, a łucznicy czekali na sygnał. Mogli już usłyszeć tupot wrogich wojsk, Wąż złapał Draco i Dafne za ręce.
- Obiecajcie mi, że wrócicie żywi.
- Tylko jeżeli ty też wrócisz bracie.
Dafne przytuliła obydwu delikatnie, szlochając cicho.
- Zobaczycie chłopaki, jutro usiądziemy znowu przy stole Slytherinu i będziemy słuchać kazania Pansy na temat tego, że nic jej nie powiedzieliśmy.
Stali jeszcze chwilę obejmując się i nie dopuszczając do siebie myśli, że mogą się już więcej nie zobaczyć, po chwili usłyszeli pierwszy wybuch na terenie Hogwartu, więc obrócili się w stronę Zakazanego Lasu, z którego zaczęli wychodzić Draconici, którzy od razu powpadali w pułapki braci Wesley. Kolejna część wrogów została powstrzymana przez rośliny Neville'a, który został w zamku, aby wspomóc oddział medyczny. Serp rozglądał się uważnie szukając Draconitki w czerwonej sukni, łucznicy zaczęli się wycofywać, więc razem ze Smokiem ruszyli do walki rzucając różne, skomplikowane zaklęcia unieruchamiające. Wokół nich panował niewyobrażalny chaos, trawa została zroszona krwią obrońców Hogwartu jak i Draconitów, którzy nie dali się unieruchomić. W końcu udało im się, jednak dostrzec ich przywódczynie siedzącą na trawie w cieniu drzew, z uśmiechem na twarzy oglądającą pogrom obu wojsk. Draco wypalił w jej stronę silne zaklęcie tnące, co zmusiło ją do postawienia tarczy. Nie specjalnie się spiesząc, kobieta wstała i otrzepała swoją suknię.
- Widzę, że w końcu mnie znaleźliście. - uśmiechnęła się do nich przymilnie - Pozwólcie, że się przedstawię. Na imię mi Camille i jestem przywódczynią Smoków.
- Z tego, co nam wiadomo przywłaszczyłaś sobie ten tytuł. - Serp wychylił się zza pleców brata i spojrzał jej prosto w oczy.
- No proszę, książę Serpens, to zaszczyt w końcu cie poznać. - skłoniła się teatralnie - Jednak, po co ta cała bitwa? Możemy panować razem i pozbyć się ludzi z tego świata, z pewnością zostanę wspaniałą królową.
W jej stronę poleciało kolejne zaklęcie, jednak tym razem zrobiła tylko unik i sama odpowiedziała urokiem, który bracia zablokowali. Zaczęli ją okrążać, jednak ona sobie nic z tego nie robiła dalej się uśmiechając. W końcu Wąż zaatakował rzucając potężne zaklęcie tnące, a następnie petryfikujące, ułamek sekundy potem Draco rzucił w nią sztyletem. Udało jej się uniknąć zaklęć, jednak sztylet przeciął jej ramię powodując, że szamanka się skrzywiła.
- A mogliśmy być taką wspaniałą rodziną. - wysyczała przez zęby posyłając w ich stronę dwa ogniste smoki, które zostały zablokowane przez potężnego, wodnego bazyliszka wyczarowanego przez Toma, który właśnie powalił swojego przeciwnika. Voldemort uśmiechnął się do nich, po czym zaatakował kolejnego przeciwnika prawie od razu go unieruchamiając. Camille wykorzystała, to że chłopcy na chwilę skupili swoją uwagę na wuju i posłała w ich stronę kolejny czar, przed którym udało im się obronić, niestety nie zauważyli ukrytego za nim sztyletu, który trafił Dracona w udo. Smok syknął cicho i wyciągnął ostrze z nogi, obwiązując ranę kawałkiem szaty.
- Macie ostatnią szansę, żeby zmienić zdanie. - uśmiech kobiety stał się bardziej psychopatyczny.
- Wybacz, ale moje serce jest już zajęte. - Serp posłał w jej stronę urok uśmiercający, spoglądając na chwilę w stronę Dafne. Niestety, szamanka uniknęła zaklęcia i podążając za spojrzeniem księcia posłała klątwę tnącą w stronę niczego nie spodziewającej się dziewczyny. Było za późno na postawienie tarczy, więc Wąż teleportował się przed Greengrass, zasłaniając ją przed czarem własnym ciałem. Usłyszał krzyk Daffy i poczuł jak upada na ziemię, przed oczami zatańczyły mu mroczki. Dafne szybko unieruchomiła swojego przeciwnika i uklęknęła koło niego podnosząc delikatnie jego głowę i kładąc ją sobie na kolanach.
- Obiecałeś, że wszyscy wrócimy z tej bitwy cali. - pierwsze łzy elfki spadły na jego twarz.
- Dla mnie już za późno, rany są za głębokie. - ostatkiem sił uśmiechnął się do niej - Wybacz, że dopiero teraz ci, to mówię, ale zawsze cię kochałem...
Serpens opadł bezwładnie w jej ramionach po wypowiedzeniu ostatnich słów, dziewczyna potrząsnęła nim lekko wypowiadając po cichu jego imię, za każdym razem jej mówiła jej co raz głośniej, a po chwili pole bitwy rozdarł krzyk pełen rozpaczy. Siedziała na ziemi cała umazana jego krwią i płakała nad jego ciałem, nie chciała żeby to się tak skończyło, dopiero wyznał jej swoje uczucia, dopiero przyznał się, że ją kocha. Jej rozpacz przerwał śmiech szamanki.
- Książę Serpens już nie jest taki potężny, co? Kto by przypuszczał, że zginie przez jakieś bzdurne uczucia!
- Odszczekaj to. - z ust Draco wydobył się cichy szept, który jednak był przez wszystkich doskonale słyszalny.
- Oj...mały książę stracił swojego braciszka. - kobieta wygięła usta w parodii współczującego uśmiechu.
- Mój brat zginął śmiercią bohatera i nikomu nie pozwolę z tego kpić!
W ręce Smoka zmaterializował się miecz Gryffindora, a klinga zapłonęła zielonym ogniem.
- I myślisz, że coś mi zrobisz takim mieczykiem?
- Zaraz się przekonamy.
Draco złapał wygodniej miecz i ruszył w stronę kobiety, ona natomiast znowu się zaśmiała i zaczęła rzucać w jego stronę najróżniejsze zaklęcia, jednak jemu udawało się wszystkich uniknąć. Spanikowana Draconitka postawiła dookoła siebie wodną barierę, jednak miecz Godryka nic sobie z niej nie zrobił. Smok wbił ostrze w brzuch kobiety, którą otoczył zielony ogień. Podstępna szamanka spłonęła żywcem i nic po niej nie zostało. Malfoy ruszył chwiejnym krokiem w stronę ciała swojego brata, padł na kolana łapiąc jego bladą, lodowatą dłoń.
- To wszystko dla ciebie braciszku, tylko dla ciebie.
Draconici zaczęli się wycofywać w stronę Zakazanego Lasu za swoim przywódcą, który oswobodzony z uroku wyszedł zza drzew i nakazał odwrót. Jedna, jedyna kryształowa łza z oka Dracona spadła na nieruchomą twarz Serpensa, na której w dalszym ciągu znajdował się delikatny uśmiech.

piątek, 5 lipca 2013

Rozdział 23

 No dobra! Daję nowy rozdział, jak na mnie bardzo szybko, ale pewien człowiek nie daje mi spokoju. Według sondy nikt nie ma zginąć, jednak autorka złośliwe stworzenie i zrobi po swojemu. A jak? Już niedługo się dowiecie. Rozdział betowała Tańcząca.
 ***

Rok szkolny mijał bardzo spokojnie, pomijając drobne ataki Draconitów, które zostały przypisane Voldemortowi. Siatka szpiegowska działała bez zarzutu ostrzegając książęta o wszystkich ważniejszych wydarzeniach, które miały miejsce w Pokojach Wspólnych. Najwięcej działo się w Gryffindorze, gdzie po śmierci Potter'a doszło do rozpadu domu na dwie części, który pogłębił się w momencie, w którym wszyscy się dowiedzieli, że Ron jest Wybrańcem. Wiele osób nie zgadzało się z tym, gdyż wiedzieli, że jest on tchórzem i nie chcieli zaakceptować faktu, że ktoś taki ma ich chronić. Luna powoli układała szczegółowe plany ochrony i ataków w jednej wersji uwzględniają członków Zakonu Feniksa, w drugiej natomiast nie. Jednak również dyktatorka Smoczej Rasy nie próżnowała zbierając swoją armię i przygotowując się do ostatecznej bitwy, która zbliżała się wielkimi krokami.
Draco, Serpens i Dafne siedzieli w Pokoju Wspólnym odrabiając zadania domowe z eliksirów i OPCM-u, jednak tak naprawdę czekali na moment udania się wszystkich uczniów do dormitoriów, żeby mogli się wymknąć i udać do gabinetu dyrektora. Niestety w Slytherinie nie istniało coś takiego jak cisza nocna, więc oczekiwanie mogło się bardzo przedłużyć. Na szczęście następnego dnia były normalne lekcje, więc mogli wykluczyć imprezę do rana, która zawsze odbywa się w weekend. Rozmowa musiała się odbyć już teraz, gdyż bitwa zbliżała się coraz bardziej, a oni musieli jeszcze ustawić pułapki i zabezpieczyć zaklęciami schrony dla uczniów. Ostatni domownicy udali się na spoczynek około drugiej w nocy i dopiero wtedy mogli pójść do Pokoju Życzeń, żeby założyć odpowiednie ubrania. Postanowili ubrać stroje bojowe dla podkreślenia powagi sytuacji. Książęta założyli szaty przypominające kimona bez rękawów z rozcięciami do biodra po obu stronach oraz spodnie ze smoczej skóry i buty z tego samego materiału. Jedyne co ich różniło to, to że szaty Węża były białe ze srebrnymi wstawkami, natomiast jego brata błękitne. Na to narzucili czarne peleryny z kapturem, które spięli pod szyją broszkami w kształcie węża i smoka. Dafne miała na sobie spódnicę do kolan z wysokimi rozcięciami po bokach oraz przylegającą bluzkę do pępka na cieniutkich ramiączkach. Cały jej strój był biały, poza peleryną w kolorze zieleni, którą zarzuciła na ramiona. Powolnym krokiem wyszli z Pokoju Życzeń i udali się w stronę chimery strzegącej wejścia do gabinetu Dumbledore'a. Po drodze dołączyła do nich Caroline ubrana podobnie do Daffy z tym, że w jej przypadku spódnicę zastąpiły skórzane spodnie, a strój był w kolorze błękitnym, a peleryna niebieskim. Po dość krótkim spacerze znaleźli się przed posągiem, który zadawał się patrzeć na nich złośliwym wzrokiem.
- Otwórz drzwi strażniku, bo tak nakazuje ci potomek Założycieli.
W ciszy która panowała w zamku głos smoka wydawał się nienaturalnie głośny. Chimera posłusznie przesunęła się ukazując schody. Wiedzieli, że dyrektor został już powiadomiony, że wejście zostało otwarte i będzie ich oczekiwał. Kiedy tylko otworzyli ostatnie drzwi w ich stronę poleciała jedna z bardziej złośliwych klątw. Na szczęście udało im się odskoczyć i odpowiednio szybko wypalić czar wiążący, nie dając przeciwnikowi szans na jakąkolwiek obronę. Zdziwieni zauważyli, że atakującym był nie kto inny jak Albus Dumbledore, który obecnie starał się uwolnić z krępujących go więzów. Nagle Caroline padła na podłogę trzymając się za głowę, a z jej ust wyrwał się stłumiony jęk. Draco był pierwszą osobą, która się przy niej znalazła i chociaż nikt tego nie mógł zobaczyć na jego twarzy widniał grymas bólu. Atak równie szybko, co nastąpił również się skończył.
- To była wizja. Dumbledore jest zaklęty. - wydusił z siebie Draco.
- Jakie jest przeciw zaklęcie?
- Restituo Libero. - odpowiedziała Caroline.
Serpens nie zastanawiając się wiele rzucił czar. Dyrektor jeszcze przez chwilę walczył, jednak po kilku sekundach opadł bezsilnie w więzach. Kolejnym zaklęciem, które poleciało w stronę Albusa było uwalniające, a następne cucące. Dokładnie widzieli jak mężczyzna zamglonym wzrokiem rozgląda się po pomieszczeniu i w końcu siada na fotelu ukrywając twarz w dłoniach.
- Przepraszam, że was zaatakowałem, ale nie miałem żadnej władzy nad tym, co robię.
- To normalne przy Suscepit Libero - powiedziała Dafne. - Nawet po Veritaserum nie udałoby się odkryć tego uroku.
- Przyjmujemy przeprosiny - zaczął Draco - jednak mamy do ciebie pewną sprawę. Domyślam się, że już wiesz kim jesteśmy.
- Władcy Zjednoczonego Królestwa Ras. - skłonił się im lekko.
- Tak, tak...odpuśćmy sobie te wszystkie grzeczności. Szykuje się wojna, Draconici chcą zaatakować Hogwart i jak zapewne wiesz... - Serpens pozwolił sobie na przerwę, na złośliwy uśmiech - za obecnymi atakami nie stoją Śmierciożercy tylko właśnie oni. Pytanie brzmi czy Zakon Feniksa wesprze nasze wojsko i Śmierciożerców w walce z wrogiem?
Zapadła cisza przerywana miarowym chrapaniem poprzednich dyrektorów oraz dźwiękami wydawanymi przez różne przedmioty znajdujące się w gabinecie.
- Myślę, że ta rozmowa powinna się odbyć w pełnym gronie. Czy możecie wezwać osoby, których brakuje, a ja w tym czasie poproszę do nas Minervę i Severusa?
- Oczywiście, nie będzie to żadnym problemem. - na wypadek takiej sytuacji Wąż poprosił Rosę aby udałą się po jego ojca i wuja. Cała czwórka pojawiła się w pomieszczeniu w tym samym momencie. Dumbledore głośno wciągnął powietrze dostrzegając Voldemorta.
- Tom? Ale jak?
- Chyba nie przypuszczałeś, że do końca życia będę wyglądał ja kreatura? - złośliwy uśmiech zagościł na twarzy Riddle'a.
- Dyrektorze. - Lucjusz skinął dyrektorowi głową. - Mam nadzieję, że moi synowie nie sprawili żadnych problemów.
- Twoi synowie? - McGonagall wyraźnie pobladła, domyślając się już, że postacie w czarnych pelerynach są książętami. Najstarszy Malfoy obrócił się w stronę synów.
- Moglibyście już przestać bawić się maskaradę. Chciałbym w końcu zobaczyć twarze dzieci po tak długiej rozłące.
- Hmpf...jak zwykle psujesz dobrą zabawę, tato. - powiedział Smok zrzucając kaptur.
- Draco, przecież wiesz, że od tego są rodzice. - odpowiedział mu Tom.
- Ty wcale nie jesteś lepszy, wuju. - odparł Serp odsłaniając swoją twarz. Nauczycielka transmutacji zbladła jeszcze bardziej i oparła się o biurko. Marvolo podszedł do chłopaka i poczochrał go po włosach kompletnie psując jego uczesanie.
- Nie miałeś żadnych kłopotów z nauczycielami, prawda?
- Niezbyt wielkie. A właśnie, ojcze, co zrobiłeś profesor McGonagall, że uwzięła się na mnie tak jak wujek Sev na Potter'a?
- Oh...to było tak dawno, że w sumie już sam nie pamiętam.
- Przestań kręcić, Lu. - zaczął Snape - Chyba wszyscy pamiętają jak zmieniłeś włosy Potter'a w włochatego pająka i wszyscy nauczyciele musieli go gonić po zamku.
Dziewczyny nie wytrzymały i wybuchnęły głośnym śmiechem, co skończyło się zrzuceniem przez nie kapturów. Serp uśmiechnął się delikatnie patrząc na Greengrass, jednak kiedy zauważył sugestywny wzrok Lucjusza znowu przybrał na swoją twarz maskę bez uczuć.
- Wszystko pięknie i wspaniale, ale z tego, co wiem przyszliśmy tu rozmawiać o wojnie, a nie o naszych przeżyciach z czasów szkoły.
Tom rozparł się wygodnie na siedzeniu na przeciwko Dumbledore'a przerzucając nogi przez oparcie.
- Jakiego wsparcia oczekujecie?
- Potrzeba nam tylko ludzi, z tego, co wiem mój bratanek ma własnego stratega.
- Co z uczniami?
- Zorganizujemy schrony w dormitorium Slytherinu. Znajdują się pod ziemią i dostęp do nich łatwiej zablokować. - wtrącił się Wąż - Niestety nie możemy wysłać uczniów do domu, ponieważ może to ostrzec naszych wrogów o tym, że przygotowujemy się na bitwę.
- Co będzie naszym zadaniem?
- Powstrzymanie Draconitów przed dostaniem się do zamku, bez zabijania ich.
- Jak chcesz wygrać wojnę bez zabijania? - McGonagall widocznie odzyskała już swój rezon.
- To już nasza sprawa, pani profesor. Prosimy jedynie o spełnienie swojej roli, reszta zależy od nas.
- Kiedy ma się odbyć atak?
- 23 czerwca.
- To już za tydzień!
- Niestety wcześniej nie mogliśmy was poinformować, zbyt duże ryzyko, że ktoś zdradzi.
- Jak zamierzacie ułożyć strategię w tydzień?!
- Strategia już istnieje, a teraz pozwolicie państwo, że udamy się na spoczynek, gdyż przypuszczamy, że każde z nas ma dzisiaj wiele spraw do załatwienia, a ta rozmowa powinna była zająć zdecydowanie mniej czasu. - Lucjusz znacząco wyjrzał przez okno, gdzie zza horyzontu zaczęło wyglądać słońce. Bliźniacy spojrzeli po sobie, pochylili głowy w wyrazie rezygnacji i skierowali się w stronę wyjścia, za nimi ruszyły dziewczyny, które nagle zaczęły złośliwie chichotać. Dorośli popatrzyli na nie zdziwieni, po czym uśmiechnęli się delikatnie na wspomnienie własnej młodości. Tymczasem trójka ślizgonów biegła w szaleńczym tempie, żeby zdążyć przed pobudką reszty mieszkańców Slytherinu. Zdecydowanie nie mieli ochoty po raz kolejny wysłuchiwać kazania Pansy na temat opuszczania dormitoriów w czasie ciszy nocnej. Byli już praktycznie przed wejściem, kiedy dotarło do nich, że ciągle mają na sobie szaty bojowe, więc zmienili cel na prywatne komnaty profesora eliksirów, gdzie mogli się spokojnie umyć i przebrać. Kiedy spojrzeli na zegarek okazało się, że jest już siódma rano, więc zamiast do Pokoju Wspólnego udali się do Wielkiej Sali na śniadanie i po dużą ilość kawy. Na szczęście tam również nie spotkali Parkinson, więc już spokojni z pełnymi brzuchami udali się pod salę transmutacji, gdzie miny im zrzedły, bo zastali tam Wiewióra i Granger. Mieli nadzieję, że uda się im ich wyminąć, niestety okazało się, to niemożliwe, gdyż dwójka gryfonów zastąpiła im drogę.
- I co, Malfoy? Znowu pokażesz jak wielką porażką jesteś?
- Na twoim miejscu martwiłbym się o siebie, Wesley.
- Jesteś taki pewny siebie? - Hermiona wyciągnęła różdżkę i wymierzyła w niego mając zaklęcie na końcu języka, jednak nie zdążyła go wypowiedzieć, gdyż magiczny patyk wyleciał jej z ręki i trafił w dłoń opiekunki Gryffindoru.
- Panno Granger! Jak śmiała pani celować w Prefekta Naczelnego? Minus 30 punktów od Gryffindoru i tygodniowy szlaban z profesorem Snape'm. A teraz zapraszam do klasy. - profesorka otworzyła drzwi i wpuściła klasę do środka - Mam nadzieję, że na tej lekcji części z was uda się przemienić. Osoba, która jako pierwsza dokona całkowitej transmutacji otrzyma 100 punktów dla swojego domu. Zaczynajcie!
Serpens wyczarował sobie koc, usiadł na nim ze skrzyżowanymi nogami i złożył ręce w sposób charakterystyczny dla medytacji. Skupił się na spokojnym oddychaniu i przepływie magii w jego ciele. Musiał postarać się, żeby zachować odpowiednią kolejność przemian i ich prędkość. Zaczął powoli wpuszczać magię do wszystkich komórek ciała, znowu poczuł się jak podczas pierwszej lekcji w tym roku. Wokół siebie usłyszał głośne wciąganie powietrza i kilka zduszonych krzyków, do jego nosa zaczęła docierać cała gama zapachów. Otworzył oczy i rozejrzał się po pomieszczeniu. Zauważył zadowoloną minę McGonagall, delikatne uśmiechy na twarzy swojego brata i Dafne oraz zawistne miny Wesley'a i Granger. Zadowolony z siebie ryknął głośno i przebiegł się po całej sali, co sprawiło, że większość uczniów powskakiwała na ławki, a Daffy i Smok zaczęli się śmiać. Zwolnił i zaczął krążyć wokół tej dwójki, w końcu kładąc się przy ich nogach, dając się pogłaskać. Nareszcie znalazł swoje miejsce na świecie, w którym mógł być tylko sobą.

wtorek, 25 czerwca 2013

Rozdział 22

 Po pierwsze, bardzo was przepraszam, że tak późno, ale nauczycieli olśniło, że zbliża się koniec roku szkolnego i nie dali nam żyć. Poza tym mam nadzieje, że jeszcze ktoś to czyta oraz pragnę was poinformować, że zbliżamy się do końca opowiadania, z tego powodu przez najbliższy tydzień na blogu będzie sonda. A tak poza tym, z czystej ciekawości, czy to opowiadanie czytają jacyś faceci? Spotkałam się już z kilkoma dziewczynami piszącymi pod męskim pseudonimem, więc jestem ciekawa.
Rozdział zbetowany przez Tańczącą.
****
Serp uśmiechnął się pod nosem na ich widok, tak bardzo za nimi tęsknił, że w tej chwili mógłby zrzucić kaptur i powiedzieć im kim jest, ale nie mógł tego zrobić, bynajmniej nie do momentu w którym wojna się nie zakończy. Poczuł na sobie wzrok Caroline, szlag, zupełnie zapomniał, że jest Widzącą prawdopodobnie już wiedziała kto ukrywa się pod płaszczem, więc tylko delikatnie jej się ukłonił. Dopiero teraz zwrócił uwagę na resztę, która przyglądała się jemu i Draco z niepokojem.
- Dafne, wybacz, że nie skaczemy z radości, ale...
- ... czy przyprowadzenie na nasze spotkanie dwóch obcych osób...
- ... nie łamie zasad naszej przysięgi? - bliźniacy mówili, nawzajem uzupełniając swoje zdania, jednak w ich tonie było słychać wyraźny smutek.
- Skoro jeszcze żyje, widać nie. Poza tym, to nie są takie do końca obce osoby, ale żeby się rozwodzić nad ich tożsamością powinniśmy zejść w bardziej prywatne miejsce. - mówiąc, to wskazała różdżką na umywalkę, szepcząc pod nosem hasło, które uruchomiło nagranie w wężomowie. Po kilku sekundach ukazało się im wejście do Komnaty Tajemnic, Wąż był bardziej niż pewien, że usłyszał głośne wciągnięcie powietrza od strony brata, prawie zapomniał o fakcie, że ten nigdy nie był w Królestwie Bazyliszka, w myślach przekazał mu żeby wszedł pierwszy i mu zaufał. Widząc znikającego w przejściu Smoka sam ruszył za nim nie czekając na reakcję reszty. Jak on kochał to miejsce! Jego brat przyglądał się z fascynacją pięknym płaskorzeźbom wykonanym z białego marmuru i pochodniom płonącym zielonym ogniem. Niestety musieli czekać aż pozostali zejdą na dół nie wymieniając między sobą ani słowa, gdyż zawsze istniało ryzyko, że ktoś rozpozna ich po głosie, a nie chciał aby dzieło jego i Dafne zostało zniszczone przez zupełnie nie uzasadnioną wymianę zaklęć. Po chwili usłyszał za sobą kroki reszty, więc nie bacząc na ich zdziwione spojrzenia ruszył w stronę drugich wrót. Niestety musiał czekać aż panna Greengrass otworzy wejście, ponieważ nie mógł sobie jeszcze pozwolić na wyjawienie tego, że potrafi się posługiwać wężomową. Czuł na sobie ich zaciekawione spojrzenia i jedyne, co go zastanawiało to, to jak długo dziewczyna każe na siebie czekać, w końcu zdawała sobie sprawę z tego, że nienawidzi być w centrum uwagi, a nie może na nich warknąć, gdyż od razu poznaliby kim są tajemniczy osobnicy. W końcu Dafne postanowiła się nad nim jednak zlitować i stanęła obok niego z nieco złośliwym uśmiechem kierując przez siebie różdżkę. Przejście stanęło przed nimi otworem, a on ukłonił się szarmancko przepuszczając ją, jak i resztę przodem. Następne wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Raven, która wyczuła większą ilość osób niż zazwyczaj rzuciła się do przodu z zamiarem zaatakowania, wyciągając ociekające jadem kły. Zareagował instynktownie, wyskakując na przód grupy i sycząc gniewnie:
- Głupia! To my! Nie poznałaś swoich? Jesteś Królową Węży! Myślałem, że zachowasz zimną krew jak na gada przystało.
- Wybacz, Sssserpensss. Wyczułam dużo dwunogów. Tupot dużej ilości ssstóp oznacza niebezpieczeństwo.- wężyca pokornie skłoniła głowę, podpełzając do jego nóg.
- Ehh...już dobrze moja mała, to nie twoja wina, że poczułaś się zagrożona- pogłaskał ją delikatnie po łbie. - Ale na przyszłość uważaj i lepiej się schowaj.
Odwrócił się do przerażonych ludzi stojących za nim, którzy skulili się przy wejściu. Zirytowany, zrzucił kaptur ukazując swoje długie platynowe włosy i zielone jak zaklęcie uśmiercające oczy. Teraz na ich twarzach widniał jeszcze szok, więc żeby ich trochę ocucić, rzucił szybkie zaklęcie, które zrzuciło Smokowi kaptur z głowy, a ich zmusiło do postawienia tarczy ochronnej. Daffy zaśmiała się głośno i stanęła koło niego całując go delikatnie w policzek. Nigdy by się nikomu do tego nie przyznał, ale tym drobnym gestem sprawiła, że poczuł się dużo lepiej i najchętniej odwdzięczyłby się jej tym samym. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że zawsze zależało mu na niej bardziej niż na którymkolwiek z jego przyjaciół. Dopiero teraz dotarło do niego, że się w niej zakochał, że jest dla niego całym światem i oddałby za nią życie, ale zdecydowanie nie mógł jej tego teraz powiedzieć. Zbyt duża publiczność i zbyt wielkie prawdopodobieństwo, że go odrzuci. Otrząsnął się z niepotrzebnych myśli i upchnął je głęboko w swoim umyśl, skupiając się z powrotem na otaczającej go rzeczywistości.
- Dafne, my naprawdę wiemy, że jesteś wierna domowi Slytherina, ale czy musiałaś przyprowadzić tu Malfoy'ów? - widać było, że wybrali Longbottom'a na swojego rzecznika. - Wszyscy poczuliśmy wezwanie, co oznacza, że Harry albo żyje albo komuś przekazał medalion wraz z naszą lojalnością. Powiesz nam, co się wydarzyło?
- Myślę, że najlepiej będzie jeżeli my odpowiemy na to pytanie. - Serp wskazał na siebie i swojego brata wyciągając z pod koszuli medalion. - Domyślam się, że wszyscy już wiecie, że Harry nie był Potter'em. Dopowiem, więc tylko, że dowiedział się o tym podczas tortur u Voldemorta, wtedy też spadła z niego odpowiedzialność zgładzenia Czarnego Pana, więc stwierdził, że wycofa się z wojny w zamian za spokojne życie, na co Lord przystał. W ostatnim momencie przed przeniesieniem go do nowego miejsca zamieszkania oddał mi medalion wymawiając czar przeniesienia przysięgi. Mogę was zapewnić, że Voldie spełnił swoją część umowy.
- Skąd ta pewność? Jesteś Śmierciożercą? - wtrąciła się Luna, nie czekając aż Neville zabierze głos.
- Możemy was zapewnić, że z Harry'm wszystko dobrze. I nie, nie jesteśmy Śmierciożercami. - Draco w końcu postanowił zabrać głos. - Myślę, że nasz wuj nie chciałby żebyśmy się przed nim kłaniali i za nim zapytacie, tak, Voldemort jest naszym wujkiem.
- Ale nie jest już zły. Teraz na Świecie będzie się toczyć dużo bardziej okrutna wojna... - podjął Wąż.
- Wojna między rasami - dokończyła za niego Caroline. - Wybaczcie, że nie poznałam was od razu, książęta.
Dziewczyna uklęknęła przed nimi pochylając nisko głowę w geście pełnym szacunku.
- Wstań, Widząca z rodu Kotołaków. Nawet ty czasem ignorujesz szczegóły, które dane jest Ci widzieć na co dzień.
Serp w żadnym wypadku nie chciał, żeby jego przyjaciele padali przed nim na twarz, jednak wiedział, że na początku może to być nieuniknione, a co za tym idzie musi ich od razu uświadomić jakie jest stanowisko jego i jego rodziny. Nie przewidział tylko, że...
- Serp? Jesteś księciem? - niedowierzający ton Daffy sprawił, że zawahał się przed skinięciem głową. - Wybacz, że tego nie zauważyłam, mój panie. Jako elfka zawiodłam swoją rasę...
- Daffy! Jesteś moją przyjaciółką! Nie mówiłem Ci, bo myślałem, że jesteś człowiekiem, a poza tym... - jego głos na moment odmówił posłuszeństwa. - Wyjawiłem Ci dużo gorsze rzeczy, więc nie chciałem od razu jeszcze mówić o tym, a potem po prostu zapomniałem i...
- Braciszku, wybacz, że przerywam twój jakże czarujący wywód, ale myślę, że wszyscy już zrozumieli o co chodzi i nie mają Ci tego za złe.
- Co...? - zdziwiony spojrzał po twarzach wszystkich w pomieszczeniu i zauważył, że patrzą na niego z rozbawieniem, a już zwłaszcza panna Greengrass, która szczerzy się do niego złośliwie.
- Głupek! Chyba nie myślisz, że naprawdę mogłabym obrazić się na ciebie - dziewczyna podeszła do niego i przytuliła delikatnie. - Przecież wiesz, że jesteś najważniejszym mężczyzną w moim życiu.
Ostatnie zdanie wyszeptała mu prosto do ucha sprawiając, że jego serce stanęło w oczekiwaniu na dalsze słowa, jednak ona tylko się od niego odsunęła i spojrzała mu w oczy smutnym wzrokiem, w którym zauważył tlące się uczucie, którego nie mógł rozpoznać. Miał ochotę tu i teraz wyznać jej swoje uczucia, ale musiał się najpierw dowiedzieć jak się zapatrują na wojnę, która mogła się rozpocząć lada chwila, jednak ubiegł go brat.
- Wiecie już kim jesteśmy i co się niedługo wydarzy. Musimy wiedzieć czy nas wspomożecie czy usuniecie się z dala od wojny.
Zapadła cisza. Dafne złapała go za rękę i pocieszająco ścisnęła jego dłoń. Już wiedział, że ona na pewno stanie po jego stronie i będzie go wspierać do końca.
- Nie możemy się wycofać...
-...przysięga nam nie pozwoli. - mówili przez siebie bliźniacy Wesley.
- Zwolnię was z przysięgi. - mocny głos Węża przerwał ich rozważania na temat tego, że mogę ich zmusić do udziału w wojnie. Pierwsza w ich stronę ruszyła Caroline ujawniając swoje kocie uszy i ogon, klęknęła przed nimi po raz drugi tego dnia.
- To zaszczyt dla przedstawicielki rodu Kotołaków walczyć u waszego boku.
Do dziewczyny podszedł Draco, który kucnął przed nią, kładąc rękę na jej ramieniu i uśmiechając się ciepło.
- Nie musisz się przed nami kłaniać. To zaszczyt dla nas mieć u swojego boku Widzącą. Stań przy nas jako równa, a nie jako służąca.
Podciągnął pannę Purvis na nogi i pokierował nią tak, aby stanęła u jego boku. Kolejni byli bliźniacy, którzy ruszyli przed siebie dumnym krokiem z przesadnie uniesionymi do góry głowami.
- Szanowni panowie...
-...to był dość ciężki wybór, ale...
-...tam gdzie rozróba, tam i my! - dokończyli razem Wesley'owie szczerząc się radośnie. Stanęli za plecami Władców Ras, dyskretnie klepiąc Serpa po plecach. Potem przyszła kolej na Lunę, która nic nie powiedziała, po prostu podeszła do nich tanecznym krokiem i ucałowała ich w oba policzki stając obok rudowłosego rodzeństwa. Został już tylko Neville, który stał z opuszczoną głową i trzęsącymi się ramionami.
- Jak mogę stanąć po waszej stronie, skoro przez waszą ciotkę moi rodzice leżą w św. Mungu?!
- Bellatrix nie żyje, tak dla twojej wiadomości - powiedział Smok. - Zabił ją jej własny mąż, kiedy zamordowała ich nienarodzone dziecko.
- A co z Syriuszem? O nim też mamy zapomnieć?
Malfoy'owie spojrzeli po sobie zdziwieni.
- To wy nie wiecie, że Łapa żyje? On nie wpadł za zasłonę, tylko upadł koło niej.
Neville zacisnął mocno szczękę i praktycznie wysyczał przez zęby:
- Skąd mamy mieć pewność, że jesteście dobrzy? Przez wiele lat Malfoy zachowywał się jak...!
- Dość! - Serpens wyglądał jakby miał zaraz wyjść z siebie i stanąć obok. - Jeżeli nie chcesz stanąć po naszej stronie, to po prostu wyjdź. Nie potrzebujemy osób, które będą się wahać i potem żałować swojej decyzji!
Nieświadomie ujawnił swoje cechy będące dowodem jego przynależności do innych ras, a mianowicie śnieżnobiałe skrzydła, spiczaste uszy oraz kocie źrenice i kły. Wszyscy westchnęli z zachwytu, w tym momencie biła od niego taka aura władzy i siły, że nikt nie miał wątpliwości, po której stronie stanąć. Niestety nie mieli zbyt dużo czasu, żeby mu się lepiej przyjrzeć, ponieważ bardzo szybko się opanował i wrócił do swojej ludzkiej wersji.
- Stanę po waszej stronie, wydajesz się być prawdomówny, więc muszę uwierzyć, że wszystko, co powiedzieliście jest prawdą.
- Cieszę się, że nie staniesz przeciwko nam. - Wąż przeszedł kilka kroków i stanął przed posągiem Salazara, który w ogóle nie przypominał prawdziwego założyciela. - Ale to zebranie nie zostało zorganizowane od tak sobie. Chcemy utworzyć siatkę szpiegowską, musimy wiedzieć co się dzieje, w którym domu. Zbliżająca się wojna, postawi wielu ludzi przed wyborami i nie chcielibyśmy, żeby stanęli przeciwko nam.
- Kto będzie naszym wrogiem? - usłyszał rozmarzony głos Luny.
- Draconici, czyli Smocza Rasa. - zaczął Draco. - Dawniej byli naszymi sprzymierzeńcami, jednak w dniu naszych narodzin jedna z ich szamanek zbuntowała się i zaklęła najpotężniejszego smoka tak, żeby był jej posłuszny, oczywiście reszta rasy podążyła za nią.
- Ta kobieta chce przejąć władzę nad wszystkimi rasami łącznie z ludźmi, a żeby to zrobić musi się pozbyć rodziny królewskiej, czyli między innymi nas. - dokończył Serp, który równocześnie machnął ręką wyczarowując okrągły stół i krzesła dookoła. Wszyscy zasiedli i nalali sobie herbaty, którą przyniosła Rosa. Po jego prawej stronie siedział Smok, a po lewej Daffy.
- Jak się przedstawia liczebność naszych wojsk? - zapytała Carol.
- Cztery tysiące Wojsk Zjednoczonych Ras i pięćset Śmierciożerców.
- A wojska wroga?
- Sześć tysięcy.
- Czyli brakuje półtora tysiąca do wyrównania szans...
- Tak naprawdę wystarczy zabić szamankę, wtedy przywódca zostanie oswobodzony z czaru i się wycofają.
- Ale resztę trzeba powstrzymać przed zabijaniem naszych ludzi.
- I tutaj na plan wchodzą bracia Wesley. - lisi uśmiech zagościł na twarzy Draco. - Jesteście żartownisiami, ale i wynalazcami. Potrzebujemy czegoś, co unieruchomi chociaż część naszych przeciwników. Podołacie temu?
- Śmiesz wątpić, książątko? - bliźniacy odwzajemnili uśmiech. Wyraźnie miało dojść do wymiany złośliwych komentarzy, którą zażegnał Serpens.
- Luna, jesteś wspaniałym strategiem, dostaniesz szczegółowy rozpis naszych sił. Liczę, że zachowasz go w tajemnicy do czasu starcia. - wyciągnął dłoń, a w niej zmaterializował się zwój, który podał dziewczynie.
- Oczywiście. - Lovegood skinęła lekko głową i odebrała zwój. - Gdzie odbędzie się bitwa?
- W Hogwarcie.
- Chcesz narażać uczniów? - wtrącił się Longbottom.
- Uczniowie zostaną przetransportowani do lochów Slytherinu. Neville, liczę na twoją pomoc w zakresie roślin, które unieruchomią kolejną część Draconitów.
- Myślę, że da się coś zrobić. Niestety, nawet te rozwiązania, które proponujecie niekoniecznie zapewnią nam przewagę.
- Dlatego poprosimy kogoś o wsparcie. - delikatny uśmiech zagościł na twarzy zielonookiego.
- Kogo? - padło pytanie od wszystkich przy stole, a jego uśmiech poszerzył się.
- Dumbledore'a i jego Zakon.

środa, 13 lutego 2013

Rozdział 21

 Betowała Tańcząca (i chwała jej za to)
**********************************************************************************
Młodemu Malfoy'owi ani na chwilę nie zniknął uśmieszek z twarzy. Patrzył na Dafne przekrzywiając delikatnie głowę przez co wyglądał jak wąż wpatrujący się w swoją ofiarę, w tym momencie nie było wątpliwości, co do tego skąd się wzięło jego przezwisko.
- Tak, zamierzam Ich w to wplątać, ponieważ nikt inny nie nadaje się lepiej do tego zadania, a w dodatku doskonale znamy ich poglądy. - głośne westchnięcie wyrwało się z ust Serpensa, a uśmiech zniknął - Zrozum, Daffy, sam długo się nad tym zastanawiałem i nie potrafię znaleźć lepszego rozwiązania.
- No dobrze, ale przecież nie wyskoczysz na środek Wielkiej Sali i krzykniesz "Cześć wszystkim! Tak naprawdę jestem Harrym Potterem." Wybacz, ale ja tego nie widzę. - powątpiewający głos dziewczyny wyraźnie mówił, co o tym wszystkim myśli.
- A kto powiedział, że zamierzam im powiedzieć kim jestem? Dafne, Ty również ich znasz, co powoduje, że nie muszę ujawniać swojej poprzedniej tożsamości.
Zapadła między nimi cisza podczas, której patrząc sobie w oczy starali się nawzajem przekonać do swoich racji. Przerwało im dopiero głośne chrząknięcie dochodzące od trzeciej osoby znajdującej się w pomieszczeniu, a o której zupełnie zapomnieli.
- Dowiem się w końcu kim są Ci tajemniczy ONI?- spytał Draco, uważnie przyglądając się bratu, który na jego pytanie prawie niedostrzegalnie się skrzywił i potarł nasadę nosa, tak jakby nagle nabawił się wielkiego bólu głowy.
-Nie jestem do końca pewien czy to kim są Ci się spodoba, ale musisz wiedzieć, że to jedne z najbardziej godnych zaufania osób jakie znam i...- chłopakowi przerwało głośne prychniecie od strony Dafne.
-Oczywiście, że są najbardziej godni zaufania, skoro dałeś nam te medaliki. - wyciągnęła z pod bluzki mały wisiorek w kształcie litery S - Do dziś ciężko mi uwierzyć, że coś tak małego jest gwarantem naszej przysięgi wierności.
Draco spojrzał na nią zdziwiony.
- Jak to gwarantem wierności? Przecież to najczystsza czarna magia! Ile wy mieliście lat kiedy złożyliście przysięgę?
- Dwanaście. I za nim zadasz kolejne pytanie, to mnie wierność przysięgali i wiem, że gdyby ten rytuał się nie udał umarłbym, ale nic się nie stało i dalej żyje.
-Co nie zmienia faktu, że mogłeś umrzeć! - Smok skierował na Greengrass spojrzenie godne bazyliszka - Jak mogłaś mu na to pozwolić?
- Nie wiedziałam, ze to takie niebezpieczne! Powiedział nam, że to prosty czar, który każdy może wykonać!
-Hej! Uspokójcie się. Najważniejsze, że nic mi się nie stało!
Dwójka, która jeszcze niedawno się kłóciła, teraz rzucała mu jadowite spojrzenia, które tak szczerze powiedziawszy nie robiły na nim żadnego wrażenia. W końcu po tylu latach bycia "ulubionym" uczniem Severusa Snape'a przyzwyczaił się do takiego wzroku. Wspomnienie poprzednich lat sprawiło, że przed oczami stanęła mu jedna z wielu scen, kiedy siedząc w jakiejś zapomnianej klasie ze swoimi znajomymi ważył jedne z bardziej skomplikowanych mikstur.
WSPOMNIENIE
Siedział nad kociołkiem i ze zniecierpliwieniem przyglądał się eliksirowi, który zaczął przybierać błękitną barwę. Ważenie Veritaserum wymagało olbrzymiej dokładności, jednak niektórzy z tego, co zauważył, wydawali się być wręcz rozbawieni tym, że waży tak skomplikowany eliksir, a raczej tym komu zamierza go podać.
-Neville, zajrzyj do eliksiru zapomnienia, najwyższy czas dodać kieł węża.
Gdyby ktoś mu powiedział jeszcze rok temu, że Neville Longbottom będzie wraz z nim ważył takie eliksiry wysłałby go do Św. Munga, ale teraz kiedy okazało się, że chłopak jest w stanie idealnie wykorzystać swoją wiedzę Zielarską w praktyce był zachwycony tym, że jednak przyjął go do swojego kółka naukowego. Tylko dzięki swojej podzielności uwagi Harry'emu udało się zauważyć moment, w którym mikstura przybrała czerwoną barwę i zamieszać cztery razy w lewo sprawiając, że eliksir stał się przezroczysty. Zadowolony z siebie przelał zawartość kociołka do fiolki i spojrzał na swoich towarzyszy z psotnym uśmiechem.
-To jak? Ruszamy na podbój sekretów Dropsa?
KONIEC WSPOMNIENIA.
Tak, to były piękne czasy, kiedy poza drobnymi spotkaniami z Voldemortem jego jedynym problemem był manipulujący wszystkimi dookoła Dumbledore. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że ktoś potrząsa jego ramieniem próbując przywrócić go do rzeczywistości. Dość szybko zakodował, że jego brat wyciąga różdżkę z dość złośliwą miną, więc kiedy w jego stronę poleciało zaklęcie uchylił się z wprawą. Niestety czar trafił w Dafne, która po raz kolejny tego dnia była mokra i teraz próbowała zabić Draco wzrokiem. Wybuchnął radosnym śmiechem, przyciągając ich uwagę. Draco przybrał obrażony wyraz twarzy.
- To dowiem się czegoś w końcu?
- Eh... nie dasz mi spokoju, prawda? - nawet nie czekał na potwierdzenie - Dobrze, dobrze już działam.
Wyciągnął z szuflady szafki znajdującej się przy biurku medalik w kształcie herbu Hogwartu, a następnie wcelował w niego różdżką i wysyczał cicho datę i miejsce spotkania, poczuł przepływającą magię i usłyszał cichy syk Daffy, spojrzał na nią z pytaniem w oczach.
- Zapomniałam już jak bardzo gorące robią się w momencie wezwania. - zmieszana zerknęła na wiadomość - Za godzinę w Łazience Jęczącej Marty? Tak szybko?
- A mamy na co czekać?
- Ej... dalej mi nie powiedzieliście kto to będzie!
- Dowiesz się na miejscu. - Serp szybko uciął rozmowę, podchodząc do szafy w celu wyciągnięcia swojej ulubionej koszulki z wizerunkiem tygrysa, którą szybko na siebie narzucił. Po chwili wyciągnął talię kart i spojrzał na swoich towarzyszy ze znaczącym uśmiecham.
- Może mała partyjka pokerka?
Jego brat i przyjaciółka popatrzyli po sobie z załamanymi minami i wzruszając ramionami kazali mu tasować. Po pół godzinie, kiedy Draco spokojnie wzbogacał się kosztem reszty, która patrzyła na niego jak na oszusta, stwierdzili, że najwyższy czas ruszyć swoje szanowne siedzenia. Bracia założyli jeszcze tylko czarne peleryny z kapturami, które zaraz znalazły się na ich głowach. Wolnym krokiem wyszli z Pokoju Wspólnego Slytherinu i ruszyli na miejsce spotkania uważnie sprawdzając czy nikt ich nie śledzi, na szczęście obyło się bez żadnych opóźnień i spokojnie dotarli na miejsce, gdzie już czekali na nich Fred i George Weasley'owie, Neville Longbottom, Luna Lovegood i Caroline Purvis.

sobota, 26 stycznia 2013

Rozdział 20

Serp wzruszył jedynie ramionami, przyzwyczaił się już do specyficznego zachowania Dafne. Męczyła go myśl o nadchodzącej rozmowie, ale dziewczyna była jego najlepszą przyjaciółką, więc powinna się dowiedzieć prawdy o jego dzieciństwie. Na szczęście będzie przy nim jego brat, to dodawało mu otuchy. Jego przeszłość była tabu, którego nikt nie poruszał i on gdyby nie to, że panna Greengrass jest dla niego ważna też by nie ruszał tego tematu. Westchnął ciężko patrząc na ostatnie przemiany dzisiejszego dnia, a mianowicie na Pansy zmieniającą się w czarną panterę oraz Blaise'a, którego formą okazał się być baribal*.  
- Bardzo dobrze jutro popracujemy nad zmianą postaci. Macie znaleźć informacje o tym, co wasze zwierzęta o was mówią. To tyle na dziś, żegnam.  
Wszyscy bez wyjątku spojrzeli na McGonagall zdziwieni, co się musiało stać, że stara belferka nie zadała im jakiejś kosmicznej pracy na kilka stóp? Cóż tego nie wiedzieli, jednak zdawali sobie sprawę, że jeśli zaraz nie opuszczą klasy dobry humor starej kocicy może prysnąć, więc po kilku chwilach w klasie nikogo nie było.   
 ***
 Kolejne lekcje minęły spokojnie i bez żadnych niemiłych niespodzianek ze strony profesorów. Podążając do pokoju wspólnego Serp pierwszy raz czuł, że znajduje się na właściwym miejscu. Przez te wszystkie lata nie dane mu było zaznać normalnego życia. Codziennie musiał uważać, bo na każdym kroku ktoś mógł na niego czyhać, a teraz był po prostu jednym z wielu uczniów. Mimo to zdawał sobie sprawę z tego, że i tak będzie musiał wziąć udział w nadchodzącej wojnie. Wiedział, że musi się wziąć w garść i zabrać za stworzenie siatki szpiegowskiej, miał już nawet pomysł kto się w niej będzie znajdował. Niestety wcielenie tych osób w jego plan zaowocuje zdradzeniem jego tożsamości, chyba, że wykpi się udziałem Dafne. Jakkolwiek i tak nie było, to idealne wyjście, bo prędzej czy później i tak, któreś z nich się domyśli, jednak zdecydowanie wolał żeby to nastąpiło późnej. Spokojnie wszedł do pokoju wspólnego, gdzie szybko odnalazł wzrokiem nowych znajomych siedzących przy kominku. Skierował się w ich stronę z psotnym uśmieszkiem na ustach, który nie wróżył nic dobrego dla jego przyszłej ofiary. Skradał się po cichu w stronę Daffy, jednocześnie pokazując Pansy, że ma się zachowywać normalnie i nie wzbudzać podejrzeń. Wyciągnął różdżkę i skierował ją w stronę niczego nieświadomej dziewczyny rzucając niewerbalne zaklęcie. Greengrass'ówna zerwała się z krzykiem przemoczona do suchej nitki rozglądając się dookoła z mordem w oczach, kiedy tylko go zauważyła ruszyła w jego stronę z niemal wojennym okrzykiem. Natomiast on z głośnym śmiechem zaczął uciekać w stronę swojego pokoju, wysyczał hasło i wbiegł do pomieszczenia, a za nim Dafne. Dziewczyna rzuciła się na niego z pięściami przewracając go na podłogę. Usiadła na nim okrakiem i wyczarowała poduszkę, którą zaczęła go okładać. W momencie w którym poduszka trafiła go dość mocno w nos stwierdził, że czas zakończyć tą zabawę. Złapał Daffy za nadgarstki i już po chwili, to on znajdował się nad nią, patrzyli sobie głęboko w oczy. Serp widział dokładnie zielone plamki znajdujące się na jej pięknych, stalowych oczach, następnie jego wzrok padł na jej pełne, różane usta. Chciał ją pocałować, jednak nie wybaczyłby sobie utraty jej przyjaźni, więc zamiast tego pochylił się nad nią i wyszeptał jej do ucha:  
- I kto jest teraz górą?  
Poczuł delikatne drżenie Daffy, zupełnie nie zdawał sobie sprawy z tego, że dziewczyna ma dokładnie taki sam problem jak on. Przez chwilę zatonęła w jego oczach, nigdy nie widziała ich z tak bliska, a teraz czuła się tak jakby prześwietlały jej duszę. Czując jego oddech tak blisko swojej skóry palnęła pierwszą rzecz jaka przyszła jej do głowy: 
- To o czym chciałeś ze mną porozmawiać?  
Zdezorientowana patrzyła jak psotne iskierki w oczach chłopaka gasną, a ten gwałtownie ją puszcza i staje na nogi. Parzyła jak zrzuca z ramion szatę i zaczyna odpinać guziki koszuli, po chwili ona również opadła dzięki czemu dziewczyna mogła przez chwile podziwiać pięknie umięśnione ciało, jednak Wąż nie dał jej zbyt dużo czasu na zachwyt szybko odwracając się w jej stronę plecami. Wciągnęła głośno powietrze widząc przecinającą plecy bliznę. Niepewnie wstała i podeszła do niego, uniosła drżącą dłoń dotykając dowodu dawnej zbrodni.  
- Kto...? 
- Dursley.-obrócił się w jej stronę - Ale to nie wszystko. Usiądźmy.  
Podprowadził ją w stronę łóżka na którym usiedli obok siebie. 
- Pytałaś jak to możliwe, że tak dobrze dotarliśmy się z Draco. -poczekał aż dziewczyna skinie głową - Tak się złożyło, że ćwiczyliśmy ze sobą oklumencje i leglimencje, a w związku z tym poznaliśmy swoje najgorsze i najlepsze wspomnienia. Mimo to nadal byliśmy dla siebie nieprzyjemni, aż do momentu w którym Smok natknął się na wspomnienie gwałtu.  
Głos młodszego z braci Malfoy cichł z każdym słowem. Dafne patrzyła na niego z przerażeniem, kompletnie nie wiedziała, co powiedzieć. 
- To się stało kiedy miałem dziesięć lat. Przypaliłem ich śniadanie i wtedy Dursley stwierdził, że jestem do niczego nie nadającą się dz*wką. Wtedy wpadł na ten pomysł. Do dziś pamiętam obrzydliwy smród jego potu. - jego ciałem wstrząsnął głośny szloch - Kiedy Draco zobaczył to wspomnienie obudziła się w nim braterska nadopiekuńczość i zaczęliśmy się dogadywać.  
Daffy przytuliła trzęsącego się przyjaciela, przez tyle lat wspólnej znajomości nawet nie pomyślała, że w jego domu może się dziać coś takiego. Gdyby tylko mogła dorwałaby tę tłustą świnie i rozerwała na strzępy. Wątpliwości, które targały nią od momentu w którym powiedziała mu, że zawsze stanie po jego stronie zniknęły jak za sprawą magicznej różdżki. Nie pozwoli go już nigdy skrzywdzić, choćby miała zniszczyć wszystkich jego wrogów. Właśnie była w trakcie wymyślania najgorszych tortur dla tego obrzydliwego mugola, kiedy drzwi otwarły się z całym impetem i wleciał przez nie starszy brat jej przyjaciela, który widząc malujący się przed nim obrazek zastygł na chwilę bez ruchu. Jednak jego wejście przykuło uwagę Serpa, który właśnie się od niej odkleił i tarzał się po podłodze śmiejąc się głośno z miny bliźniaka, która tak szczerze mówiąc była naprawdę komiczna. Bo ilu z was widziało Draco Malfoy'a z szeroko otwartymi oczami i ustami poruszającymi się jak u ryby? Taki widok sprawił, że po kilku sekundach panna Greengrass dołączyła do młodszego z braci na podłodze. Tymczasem Smok zdążył się otrząsnąć. Sam przed sobą musiał przyznać, że ta dwójka wyglądała razem genialnie, a scena, która jeszcze przed chwilą przed nim się rozgrywała była tak intymna, że aż poczuł się nie na miejscu. Widząc dalej otwarte wejście zatrzasnął obraz i rzucił zaklęcie anty-podsłuchowe. Niestety pozostała dwójka jeszcze nie przestała się z niego śmiać, więc usiadł obrażony na fotelu i przyglądał się im wzrokiem wygłodniałego bazyliszka. Musiał odczekać jeszcze pięć minut zanim Dafne i Wąż ochłonęli i w końcu na niego spojrzeli
-Przepraszam, że nie było mnie przy tej rozmowie. Wiem jak ci zależało na mojej obecności, ale kiedy wysłałeś mi wiadomość o tym, że już jesteście w pokoju zatrzymała mnie Sprout i nie mogłem się jej wyrwać. - smutek w głosie Draco dało się wręcz wyczuć w powietrzu. Dafne posłała mu współczujące spojrzenie, a Serp machnął tylko zbywająco ręką. 
-Co się stało, to się nie odstanie. Ważne że mamy to już za sobą.  
-Dzięki braciszku.- radosny uśmiech ponownie zagościł na twarzy starszego z braci  - Ale mieliśmy przecież porozmawiać jeszcze o osobach które będą w naszej siatce szpiegowskiej. 
- No tak! Prawie o tym zapomniałem. - na twarzy Węża zagościł nie wróżący niczego dobrego uśmieszek - Daffy, pamiętasz nasze kółko naukowe?  
Zaskoczenie zagościło na twarzy jedynej dziewczyny w pokoju. 
- Ty chyba nie zamierzasz ICH w to wmieszać?!
***********************************************************************************
Narya Anima - Wszyscy są biali, bo kolor ich sierści zależy od koloru włosów. Bardzo się ciesze, że Ci się podoba :)
Sylwia Bloggerka - No cóż nawet mi nie dane jest wiedzieć, co przeskrobał Lucjusz :) A co do koloru, to przecież wiesz.
Angel - Co do częstszego wstawiania rozdziałów nie wiele mogę zrobić. Mam nawał nauki w szkole i nowe rozdziały pojawiają się tylko dlatego, że droga do szkoły zajmuje mi ok. 30 minut, więc piszę w autobusie. W dodatku niczego nie ułatwia mi też brak Bety. Ale postaram się!

Beta w dalszym ciągu pilnie poszukiwana! Mam nadzieję, że w końcu znajdą się chętni.

środa, 2 stycznia 2013

Rozdział 19

No i w końcu udało mi się napisać coś, co przy odrobinie wyobraźnie można nazwać rozdziałem. Informacja do wszystkich: Beta dalej pilnie poszukiwana! A tak poza tym, życzę dużo szczęścia w Nowym Roku! 
Słowniczek:
-- tekst --  - telepatia
***
Przez całe życie myślał, że nie spotka go już nic gorszego od lekcji eliksirów przez poprzednie lata, jednak się mylił. McGonagall obrała go sobie na cel i zaczęła mu zadawać pytania odnośnie zaklęć, które przerobili przerobili na Transmutacji, na szczęście dzięki szkoleniu znał wszystkie odpowiedzi. 
- Dobrze, panie Malfoy, a teraz proszę mi powiedzieć coś o zaklęciu Animus. 
Profesorka spojrzała na niego ze złośliwą satysfakcją, to zaklęcie zostało dopiero wprowadzone ze względu na zmiany w programie i nie miał prawa wiedzieć na czym polega. 
- Animus, to zaklęcie wynalezione dwa lata temu, przez pewnego polskiego czarodzieja. Ma ono na celu umożliwić szybsze odkrycie swojej animagicznej postaci oraz skrócić czas nauki przemieniania się w nią o połowę, jednak można go użyć tylko raz w życiu. 
- No cóż panie Malfoy były, to dość ogólnikowe informacje, ale to powinno wystarczyć. - w końcu obróciła się w stronę innych uczniów - Dzięki nowemu programowi Ministerstwa zajmować się będziemy animagią oraz tym zaklęciem przez cały rok. Niektórym z was uda się przemienić i wtedy zajmiecie się lepszym poznaniem waszej zwierzęcej formy. Rzucaniem Animus zajmiemy się na następnej godzinie, a teraz macie czas wolny. 
Tylko skończyła mówić, a już nikogo nie było w sali. Serp oparł się o ścianę, był pierwszą osobą, która opuściła klasę. Nawet na Eliksirach miał więcej spokoju! Dafne spojrzała na niego ze współczującym uśmiechem, natomiast Draco delikatnie klepnął go w ramię. 
- Nie przypuszczałem, że ta stara kocica tak cię przewałkuje. Ciekawe, co nasz ojciec przeskrobał, że się tak na tobie mści. 
- Czemu akurat ojciec? 
- Cóż, ja jestem podobny do matki, a ty do ojca. Mnie się nigdy nie czepiała, więc... - spojrzenie Smoka nie mogło być już bardziej sugestywne. 
- Dobra, rozumiem. Nasz ojciec jest ten zły. - Serp przybrał minę typowego niewiniątka - Ale wiesz ja nim nie jestem. 
Śmiech Dafne był słyszalny na całym korytarzu, więc kilka osób z wyraźnym szokiem obróciło się w ich stronę. 
- Jak mogliście się przez tyle lat nienawidzić? Przecież stanowicie wspaniały duet. 
Miny braci jak na zawołanie zżędły, spojrzeli sobie w oczy. W wypadku takich sytuacji dziękowali Rowenie za nauczanie ich telepatii. 
-- Wężu wiem, że to twoja przyjaciółka, ale ten temat...jest dla ciebie trudny. Może lepiej wstrzymać się z mówieniem jej o niektórych sprawach?-- 
-- Ja... nie chce mieć przed nią nigdy więcej żadnych tajemnic. Zwłaszcza takich.--
-- Wiesz, że to nie będzie przyjemna rozmowa? --
-- Wiem, ale nic na to nie poradzę.--
Obaj bracia jak na zawołanie spojrzeli w stronę Daffy, która patrzyła na nich z zastanowieniem. 
- Czy coś się stało?-pytanie Serpa przerwało ciszę, która zapanowała między nimi. 
- Nie, po prostu przez moment mi się wydawało, że w jakiś sposób porozumiewacie się bez słów, ale to przecież niemożliwe. 
 Draco chciał jej coś odpowiedzieć, jednak przeszkodził mu dzwonek obwieszczający początek następnej lekcji. Weszli do klasy z iście cierpiętniczymi minami. Ze zdziwieniem przyjęli fakt, że zniknęły ławki, a zamiast nich pojawiły się wygodne materace, a ściany zostały zastąpione przez lustra. 
- Dobrze, teraz zaczniemy lekcje praktyczne.- McGonagall rozejrzała się po uczniach 
- Panie Weasley, proszę do mnie.  
Ronald dumnym, według niego, krokiem podszedł do profesorki i stanął przed nią z pewną siebie miną.
 - Proszę rzucić zaklęcie Animus celując w siebie różdżką. 
Przybrany syn Molly pewnie wskazał na siebie różdżką krzycząc zaklęcie. Po chwili na jego miejscu stała mała, ruda wiewiórka, cała klasa wybuchnęła śmiechem, a po kilku sekundach na miejscu stworzonka stał czerwony Ron. 
- Bardzo dobrze, panie Weasley. A teraz pan Malfoy.  
- Ale który, pani profesor? - padło pytanie z ust Draco. 
- Najpierw pan, a następnie pana brat. 
 Jak przystało na dziedzica rodu Smok z należytą gracją ukłonił się przed wszystkimi i spokojnie wypowiedział zaklęcie. Od strony dziewczyn rozległy się pełne zachwytu odgłosy, bo oto przed nimi stał piękny, biały wilk o oczach koloru nieba po burzy. Ledwo zdążył zawyć i już na jego miejscu stał starszy Malfoy. Teraz nadeszła pora na Serpa, który pod obstrzałem spojrzeń nie poruszył się nawet o cal. Podczas przemiany brata udało mu się zauważyć kolejność zachodzących przemian, chciał je poczuć, więc musiał się wyciszyć i skupić. Kiedy w końcu wyrównał oddech, wyciągnął różdżkę i cicho wymamrotał zaklęcie. Wszystko wydarzyło się tak nagle, że niemal zapomniał skupić się na swoich odczuciach. Jednak udało mu się, poczuł to. Czuł jak jego kręgosłup zaczyna zmieniać kształt, jak dłonie zamieniają się w potężne łapy z pazurami mogącymi rozpłatać prawie wszystko, jak wyrasta mu długi ogon, który ma pomóc zachować równowagę podczas biegu, jak ludzkie uszy zostają zastąpione przez takie, które mają umożliwić lepsze słyszenie, jak kości twarzy zmieniają swój układ, a kły wydłużają się. Czuł sierść, która zaczyna pokrywać całe jego ciało. Powoli otworzył oczy słysząc wokół siebie zaskoczone westchnięcia. Jemu samemu również ciężko było uwierzyć w to, co widzi. Bo oto w lustrze na miejscu w którym jeszcze przed chwilą stał on, znajdował się piękny, śnieżnobiały tygrys. Niestety nie miał zbyt wiele czasu żeby się sobie przyjrzeć, bo po kilku sekundach zmienił się w człowieka. Przez chwile stał oszołomiony, jednak kiedy zauważył, że Granger przygotowuje się do przemiany szybko się otrząsnął i stanął obok brata.  
- Nie spodziewałem się, że będziesz tygrysem.  
- A ja że ty wilkiem. - kątem oka spojrzał na Hermionę, której animagiczną formą okazała się być owca - I chyba właśnie zobaczyłem twój przyszły obiad. 
- Granger? Proszę cie choćbym nie wiem jak głodny był jej bym nie tknął.  Na ich nieszczęście przekomarzanie usłyszała McGonagall, która nie wiadomo kiedy wyrosła przed nimi z niezbyt zadowolonym wyrazem twarzy. 
- Panie Malfoy, myślałam, że wyrósł już pan z tych głupot odnośnie czystości krwi.  
- Pani profesor, nie chodziło o czystość krwi tylko o moje upodobania względem dziewcząt, a mojemu bratu przyszło na myśl zasugerować pannę Granger jako moją potencjalną drugą ze względu na nasze postaci animagiczne.  
- Na przyszłość proszę się jednak powstrzymać od takich komentarzy. 
- Oczywiście, pani profesor, to był ostatni raz. - Draco ukłonił się delikatnie z całą swoją gracją, na co zyskał jedynie prychniecie profesorki i jej jak najszybsze odejście. Obaj wzruszyli jedynie ramionami i zaczęli obserwować Dafne, która właśnie rzucała zaklęcie. Na jej miejscu pojawiła się biała lisiczka. No cóż tego mogli się spodziewać, Daffy była prawdziwą spryciulą i ta forma z pewnością pasowała do niej najbardziej. Chwile później dziewczyna stała koło nich z delikatnym uśmiechem. 
- I jak wam się podoba moja postać?  
- Wiesz, tak w sumie, to mogło być lepiej. - zaczął Serp ze złośliwym uśmieszkiem.
- Tak oczywistej postaci, jeszcze nie widzieliśmy. - ciągnął Smok.
- Nie umniejszając pannie Granger, oczywiście. - zakończyli razem, za co dostali od panny Greengrass po głowie.
- To za porównywanie mnie do Granger!