piątek, 5 lipca 2013

Rozdział 23

 No dobra! Daję nowy rozdział, jak na mnie bardzo szybko, ale pewien człowiek nie daje mi spokoju. Według sondy nikt nie ma zginąć, jednak autorka złośliwe stworzenie i zrobi po swojemu. A jak? Już niedługo się dowiecie. Rozdział betowała Tańcząca.
 ***

Rok szkolny mijał bardzo spokojnie, pomijając drobne ataki Draconitów, które zostały przypisane Voldemortowi. Siatka szpiegowska działała bez zarzutu ostrzegając książęta o wszystkich ważniejszych wydarzeniach, które miały miejsce w Pokojach Wspólnych. Najwięcej działo się w Gryffindorze, gdzie po śmierci Potter'a doszło do rozpadu domu na dwie części, który pogłębił się w momencie, w którym wszyscy się dowiedzieli, że Ron jest Wybrańcem. Wiele osób nie zgadzało się z tym, gdyż wiedzieli, że jest on tchórzem i nie chcieli zaakceptować faktu, że ktoś taki ma ich chronić. Luna powoli układała szczegółowe plany ochrony i ataków w jednej wersji uwzględniają członków Zakonu Feniksa, w drugiej natomiast nie. Jednak również dyktatorka Smoczej Rasy nie próżnowała zbierając swoją armię i przygotowując się do ostatecznej bitwy, która zbliżała się wielkimi krokami.
Draco, Serpens i Dafne siedzieli w Pokoju Wspólnym odrabiając zadania domowe z eliksirów i OPCM-u, jednak tak naprawdę czekali na moment udania się wszystkich uczniów do dormitoriów, żeby mogli się wymknąć i udać do gabinetu dyrektora. Niestety w Slytherinie nie istniało coś takiego jak cisza nocna, więc oczekiwanie mogło się bardzo przedłużyć. Na szczęście następnego dnia były normalne lekcje, więc mogli wykluczyć imprezę do rana, która zawsze odbywa się w weekend. Rozmowa musiała się odbyć już teraz, gdyż bitwa zbliżała się coraz bardziej, a oni musieli jeszcze ustawić pułapki i zabezpieczyć zaklęciami schrony dla uczniów. Ostatni domownicy udali się na spoczynek około drugiej w nocy i dopiero wtedy mogli pójść do Pokoju Życzeń, żeby założyć odpowiednie ubrania. Postanowili ubrać stroje bojowe dla podkreślenia powagi sytuacji. Książęta założyli szaty przypominające kimona bez rękawów z rozcięciami do biodra po obu stronach oraz spodnie ze smoczej skóry i buty z tego samego materiału. Jedyne co ich różniło to, to że szaty Węża były białe ze srebrnymi wstawkami, natomiast jego brata błękitne. Na to narzucili czarne peleryny z kapturem, które spięli pod szyją broszkami w kształcie węża i smoka. Dafne miała na sobie spódnicę do kolan z wysokimi rozcięciami po bokach oraz przylegającą bluzkę do pępka na cieniutkich ramiączkach. Cały jej strój był biały, poza peleryną w kolorze zieleni, którą zarzuciła na ramiona. Powolnym krokiem wyszli z Pokoju Życzeń i udali się w stronę chimery strzegącej wejścia do gabinetu Dumbledore'a. Po drodze dołączyła do nich Caroline ubrana podobnie do Daffy z tym, że w jej przypadku spódnicę zastąpiły skórzane spodnie, a strój był w kolorze błękitnym, a peleryna niebieskim. Po dość krótkim spacerze znaleźli się przed posągiem, który zadawał się patrzeć na nich złośliwym wzrokiem.
- Otwórz drzwi strażniku, bo tak nakazuje ci potomek Założycieli.
W ciszy która panowała w zamku głos smoka wydawał się nienaturalnie głośny. Chimera posłusznie przesunęła się ukazując schody. Wiedzieli, że dyrektor został już powiadomiony, że wejście zostało otwarte i będzie ich oczekiwał. Kiedy tylko otworzyli ostatnie drzwi w ich stronę poleciała jedna z bardziej złośliwych klątw. Na szczęście udało im się odskoczyć i odpowiednio szybko wypalić czar wiążący, nie dając przeciwnikowi szans na jakąkolwiek obronę. Zdziwieni zauważyli, że atakującym był nie kto inny jak Albus Dumbledore, który obecnie starał się uwolnić z krępujących go więzów. Nagle Caroline padła na podłogę trzymając się za głowę, a z jej ust wyrwał się stłumiony jęk. Draco był pierwszą osobą, która się przy niej znalazła i chociaż nikt tego nie mógł zobaczyć na jego twarzy widniał grymas bólu. Atak równie szybko, co nastąpił również się skończył.
- To była wizja. Dumbledore jest zaklęty. - wydusił z siebie Draco.
- Jakie jest przeciw zaklęcie?
- Restituo Libero. - odpowiedziała Caroline.
Serpens nie zastanawiając się wiele rzucił czar. Dyrektor jeszcze przez chwilę walczył, jednak po kilku sekundach opadł bezsilnie w więzach. Kolejnym zaklęciem, które poleciało w stronę Albusa było uwalniające, a następne cucące. Dokładnie widzieli jak mężczyzna zamglonym wzrokiem rozgląda się po pomieszczeniu i w końcu siada na fotelu ukrywając twarz w dłoniach.
- Przepraszam, że was zaatakowałem, ale nie miałem żadnej władzy nad tym, co robię.
- To normalne przy Suscepit Libero - powiedziała Dafne. - Nawet po Veritaserum nie udałoby się odkryć tego uroku.
- Przyjmujemy przeprosiny - zaczął Draco - jednak mamy do ciebie pewną sprawę. Domyślam się, że już wiesz kim jesteśmy.
- Władcy Zjednoczonego Królestwa Ras. - skłonił się im lekko.
- Tak, tak...odpuśćmy sobie te wszystkie grzeczności. Szykuje się wojna, Draconici chcą zaatakować Hogwart i jak zapewne wiesz... - Serpens pozwolił sobie na przerwę, na złośliwy uśmiech - za obecnymi atakami nie stoją Śmierciożercy tylko właśnie oni. Pytanie brzmi czy Zakon Feniksa wesprze nasze wojsko i Śmierciożerców w walce z wrogiem?
Zapadła cisza przerywana miarowym chrapaniem poprzednich dyrektorów oraz dźwiękami wydawanymi przez różne przedmioty znajdujące się w gabinecie.
- Myślę, że ta rozmowa powinna się odbyć w pełnym gronie. Czy możecie wezwać osoby, których brakuje, a ja w tym czasie poproszę do nas Minervę i Severusa?
- Oczywiście, nie będzie to żadnym problemem. - na wypadek takiej sytuacji Wąż poprosił Rosę aby udałą się po jego ojca i wuja. Cała czwórka pojawiła się w pomieszczeniu w tym samym momencie. Dumbledore głośno wciągnął powietrze dostrzegając Voldemorta.
- Tom? Ale jak?
- Chyba nie przypuszczałeś, że do końca życia będę wyglądał ja kreatura? - złośliwy uśmiech zagościł na twarzy Riddle'a.
- Dyrektorze. - Lucjusz skinął dyrektorowi głową. - Mam nadzieję, że moi synowie nie sprawili żadnych problemów.
- Twoi synowie? - McGonagall wyraźnie pobladła, domyślając się już, że postacie w czarnych pelerynach są książętami. Najstarszy Malfoy obrócił się w stronę synów.
- Moglibyście już przestać bawić się maskaradę. Chciałbym w końcu zobaczyć twarze dzieci po tak długiej rozłące.
- Hmpf...jak zwykle psujesz dobrą zabawę, tato. - powiedział Smok zrzucając kaptur.
- Draco, przecież wiesz, że od tego są rodzice. - odpowiedział mu Tom.
- Ty wcale nie jesteś lepszy, wuju. - odparł Serp odsłaniając swoją twarz. Nauczycielka transmutacji zbladła jeszcze bardziej i oparła się o biurko. Marvolo podszedł do chłopaka i poczochrał go po włosach kompletnie psując jego uczesanie.
- Nie miałeś żadnych kłopotów z nauczycielami, prawda?
- Niezbyt wielkie. A właśnie, ojcze, co zrobiłeś profesor McGonagall, że uwzięła się na mnie tak jak wujek Sev na Potter'a?
- Oh...to było tak dawno, że w sumie już sam nie pamiętam.
- Przestań kręcić, Lu. - zaczął Snape - Chyba wszyscy pamiętają jak zmieniłeś włosy Potter'a w włochatego pająka i wszyscy nauczyciele musieli go gonić po zamku.
Dziewczyny nie wytrzymały i wybuchnęły głośnym śmiechem, co skończyło się zrzuceniem przez nie kapturów. Serp uśmiechnął się delikatnie patrząc na Greengrass, jednak kiedy zauważył sugestywny wzrok Lucjusza znowu przybrał na swoją twarz maskę bez uczuć.
- Wszystko pięknie i wspaniale, ale z tego, co wiem przyszliśmy tu rozmawiać o wojnie, a nie o naszych przeżyciach z czasów szkoły.
Tom rozparł się wygodnie na siedzeniu na przeciwko Dumbledore'a przerzucając nogi przez oparcie.
- Jakiego wsparcia oczekujecie?
- Potrzeba nam tylko ludzi, z tego, co wiem mój bratanek ma własnego stratega.
- Co z uczniami?
- Zorganizujemy schrony w dormitorium Slytherinu. Znajdują się pod ziemią i dostęp do nich łatwiej zablokować. - wtrącił się Wąż - Niestety nie możemy wysłać uczniów do domu, ponieważ może to ostrzec naszych wrogów o tym, że przygotowujemy się na bitwę.
- Co będzie naszym zadaniem?
- Powstrzymanie Draconitów przed dostaniem się do zamku, bez zabijania ich.
- Jak chcesz wygrać wojnę bez zabijania? - McGonagall widocznie odzyskała już swój rezon.
- To już nasza sprawa, pani profesor. Prosimy jedynie o spełnienie swojej roli, reszta zależy od nas.
- Kiedy ma się odbyć atak?
- 23 czerwca.
- To już za tydzień!
- Niestety wcześniej nie mogliśmy was poinformować, zbyt duże ryzyko, że ktoś zdradzi.
- Jak zamierzacie ułożyć strategię w tydzień?!
- Strategia już istnieje, a teraz pozwolicie państwo, że udamy się na spoczynek, gdyż przypuszczamy, że każde z nas ma dzisiaj wiele spraw do załatwienia, a ta rozmowa powinna była zająć zdecydowanie mniej czasu. - Lucjusz znacząco wyjrzał przez okno, gdzie zza horyzontu zaczęło wyglądać słońce. Bliźniacy spojrzeli po sobie, pochylili głowy w wyrazie rezygnacji i skierowali się w stronę wyjścia, za nimi ruszyły dziewczyny, które nagle zaczęły złośliwie chichotać. Dorośli popatrzyli na nie zdziwieni, po czym uśmiechnęli się delikatnie na wspomnienie własnej młodości. Tymczasem trójka ślizgonów biegła w szaleńczym tempie, żeby zdążyć przed pobudką reszty mieszkańców Slytherinu. Zdecydowanie nie mieli ochoty po raz kolejny wysłuchiwać kazania Pansy na temat opuszczania dormitoriów w czasie ciszy nocnej. Byli już praktycznie przed wejściem, kiedy dotarło do nich, że ciągle mają na sobie szaty bojowe, więc zmienili cel na prywatne komnaty profesora eliksirów, gdzie mogli się spokojnie umyć i przebrać. Kiedy spojrzeli na zegarek okazało się, że jest już siódma rano, więc zamiast do Pokoju Wspólnego udali się do Wielkiej Sali na śniadanie i po dużą ilość kawy. Na szczęście tam również nie spotkali Parkinson, więc już spokojni z pełnymi brzuchami udali się pod salę transmutacji, gdzie miny im zrzedły, bo zastali tam Wiewióra i Granger. Mieli nadzieję, że uda się im ich wyminąć, niestety okazało się, to niemożliwe, gdyż dwójka gryfonów zastąpiła im drogę.
- I co, Malfoy? Znowu pokażesz jak wielką porażką jesteś?
- Na twoim miejscu martwiłbym się o siebie, Wesley.
- Jesteś taki pewny siebie? - Hermiona wyciągnęła różdżkę i wymierzyła w niego mając zaklęcie na końcu języka, jednak nie zdążyła go wypowiedzieć, gdyż magiczny patyk wyleciał jej z ręki i trafił w dłoń opiekunki Gryffindoru.
- Panno Granger! Jak śmiała pani celować w Prefekta Naczelnego? Minus 30 punktów od Gryffindoru i tygodniowy szlaban z profesorem Snape'm. A teraz zapraszam do klasy. - profesorka otworzyła drzwi i wpuściła klasę do środka - Mam nadzieję, że na tej lekcji części z was uda się przemienić. Osoba, która jako pierwsza dokona całkowitej transmutacji otrzyma 100 punktów dla swojego domu. Zaczynajcie!
Serpens wyczarował sobie koc, usiadł na nim ze skrzyżowanymi nogami i złożył ręce w sposób charakterystyczny dla medytacji. Skupił się na spokojnym oddychaniu i przepływie magii w jego ciele. Musiał postarać się, żeby zachować odpowiednią kolejność przemian i ich prędkość. Zaczął powoli wpuszczać magię do wszystkich komórek ciała, znowu poczuł się jak podczas pierwszej lekcji w tym roku. Wokół siebie usłyszał głośne wciąganie powietrza i kilka zduszonych krzyków, do jego nosa zaczęła docierać cała gama zapachów. Otworzył oczy i rozejrzał się po pomieszczeniu. Zauważył zadowoloną minę McGonagall, delikatne uśmiechy na twarzy swojego brata i Dafne oraz zawistne miny Wesley'a i Granger. Zadowolony z siebie ryknął głośno i przebiegł się po całej sali, co sprawiło, że większość uczniów powskakiwała na ławki, a Daffy i Smok zaczęli się śmiać. Zwolnił i zaczął krążyć wokół tej dwójki, w końcu kładąc się przy ich nogach, dając się pogłaskać. Nareszcie znalazł swoje miejsce na świecie, w którym mógł być tylko sobą.

2 komentarze:

  1. Rozdział fajny rozmowa w gabinecie dyrka zajebiaszcza, zachowanie granger i weasleya też spoko, lekcja transmutacji fajna.
    PS. I nie, nie daje spokoju tylko zachęcam :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak zwał tak zwał. W twoim wypadku na jedno wychodzi ;)

      Usuń