piątek, 19 lipca 2013

Epilog

Dafne stała na skraju Zakazanego Lasu w drugą rocznicę bitwy, dokładne w tym samym miejscu, gdzie dwa lata temu trzymała w ramionach ciało martwego Serpensa. Dokładnie pamięta, co czuła w momencie, kiedy chłopak wykrwawiał się z głową na jej kolanach i w swoich ostatnich słowach wyznał jej miłość. Smutek jaki ogarnął ją w tej chwili był niemożliwy do opisania, miała ochotę wyć z bólu jaki poczuła w swoim sercu, ale teraz wszystko się zmieniło. Powolnym krokiem zbliżyła się do białego grobowca, który znajdował się nad brzegiem jeziora. Wyciągnęła różdżkę i wyczarowała wieniec z czerwonych tulipanów, który złożyła na płycie z delikatnym uśmiechem.
- Nigdy nie zapomnę ile dla mnie zrobiłeś.
Po chwili poczuła ręce oplatające ją w tali i ciepły oddech na swoim uchu. Odwróciła się delikatnie i spojrzała w piękne oczy o kolorze zaklęcia uśmiercającego. Chłopak, a właściwie już mężczyzna obejmujący ją uśmiechnął się do niej delikatnie, po czym spojrzał na grobowiec człowieka, któremu zawdzięczał życie.
- Do dziś nie wierzę, że on naprawdę to zrobił.
- A jednak...bardziej mnie zastanawia skąd on znał, to zaklęcie, w końcu to kawałek potężnej, zakazanej magii.
- Albus Dumbledore był człowiekiem pełnym tajemnic. Myślę, że dalej o nim wszystkiego nie wiemy i raczej już się nie dowiemy. - Serp uśmiechnął się szeroko - Jedno jest pewne, lubił się wtrącać w nieswoje sprawy.
- A mówiąc o wtrącaniu się w cudze sprawy...Draco w końcu oświadczył się Carol?
- W dalszym ciągu zwleka, moja lady Malfoy.
- Oh...przestań. Sam się zabierałeś za oświadczyny pół roku. - dziewczyna dźgnęła go palcem między żebra.
- No wiesz ty co? - Wąż zaczął ją łaskotać, jednak Daffy szybko mu się wymknęła i pokazując mu język odbiegła w stronę zamku. Tym czasem młody Malfoy skierował się w stronę drzew, gdzie siedziała Kat z laptopem na kolanach. Serp usiadł koło niej opierając się plecami o pień drzewa, a autorka odłożyła komputer.
- To już koniec, prawda? - zapytała, odwracając głowę w jego stronę.
- Tak, ja sam w to nie wierzę...minęło tyle czasu.
- Zostawisz mnie teraz samą?
- Nie do końca. - uśmiechnął się do niej szeroko - W końcu oryginalnie byłem Harrym Potterem, a biorąc pod uwagę głosy czytelników jeszcze się nie rozstajemy.
- Ale nie będziesz już Serpensem. - w oczach Kat pojawiły się łzy.
- Może nie, ale to kim będę zależy tylko od ciebie. - Serp wstał i pochylając się nad autorką, pocałował ją w czoło i zmierzwił jej włosy. Powoli wyprostował się i odbiegł w stronę zamku, po chwili odwracając się po raz ostatni.
- Pamiętaj, że coś się kończy, a coś nowego się zaczyna!
***
Tak, moi drodzy, niestety, to już koniec...człowiek nie zdaje sobie sprawy jak bardzo można się przywiązać do opowiadania. Ale to nie koniec! Zagłosowaliście, że chcecie kolejnego bloga o Harrym Potterze, a więc oficjalnie rusza Harry Potter i Odzyskana Tożsamość na razie można tam znaleźć tylko prolog, ale jak powstanie szablon wstawię pierwszy rozdział. Niestety nie wiem czy szabloniarnia przyjmie moje zamówienie, więc w razie czego byłabym wdzięczna gdyby znalazł się ktoś z czytelników, kto się na tym zna. Poza tym pragnę podziękować wszystkim, którzy wytrwali do końca tego opowiadania i wspierali mnie przy jego tworzeniu. Oczywiście dziękuje też Tańczącej, która sprawdziła również epilog. Mam nadzieję, że spotkamy się na moim nowym blogu. ;)

piątek, 12 lipca 2013

Rozdział 24

A oto i ostatni rozdział tego opowiadania, jeszcze tylko epilog i koniec. To był dla mnie bardzo trudny rozdział, mimo tego, że pozostał jeszcze epilog czułam się jakbym już żegnała się z bohaterami, którzy stali się częścią mnie. Jak pewnie zauważyliście na blogu pojawiła się nowa ankieta. Betowała Tańcząca.
***
Był 23 czerwca. Siedzieli w Wielkiej sali przy stole Slytherinu i ze zwieszonymi głowami jedli śniadanie. Nie dość, że Pansy ich w końcu dorwała i zmusiła do przestrzegania ciszy nocnej, to w dodatku dziś miała odbyć się bitwa o wszystko. Za chwile uczniowie mieli zostać poinformowani o sytuacji jaka zaistniała i przeniesieni do schronu wraz z częścią nauczycieli, którzy zostali już poinformowani przez dyrektora o swoich zadaniach. Serpens rozglądał się po sali patrząc na te wszystkie radosne twarze, które już nie długo miały zupełnie zmienić swój wyraz. Chciał bronić tych ludzi, nie mógł pozwolić, żeby ktoś sprawił, że już nigdy więcej się nie uśmiechną i nie zobaczą twarzy swoich rodziców. Spojrzał swojemu bratu prosto w oczy i skinął głową, że nadszedł już czas. Draco delikatnie machnął ręką rzucając zaklęcie bezróżdżkowe, które sprawiło, że wrota się otwarły i wkroczyli przez nie Śmierciożercy z Tomem na czele. Uczniowie krzyknęli przerażeni, a część z nich wyciągnęła różdżki i wycelowała je w Voldemorta. Dumbledore wstał i klasnął w dłonie przyciągając uwagę zdenerwowanych uczniów.
- Drodzy uczniowie, proszę abyście spokojnie zajęli swoje miejsca i wysłuchali, co mam wam do powiedzenia. - zaczekał aż wszyscy go usłuchali - Na pewno jesteście zdezorientowani obecnością Śmierciożerców na terenie Hogwartu, jednak pragnę was poinformować, że oni nie są naszymi wrogami. Rasa ludzka została wplątana w bardzo poważny konflikt. Dziś na terenie Hogwartu dojdzie do starcia pomiędzy Zjednoczonymi Siłami Ras, Śmierciożercami oraz Zakonem Feniksa a Draconitami, czyli Smoczą Rasą. Ci, którzy nie biorą udziału w walce oraz młodsze roczniki zostaną zakwaterowane w lochach Slytherinu, a teraz poproszę rocznik piąty i młodsze oraz osoby, które nie chcą brać udziału w starciu o udanie się za nauczycielami do schronu.
Serp z bólem na twarzy obserwował jak Astoria Greengrass podbiega do Dafne i prosi ją aby udała się z nimi do schronu, a Daffy odmawia jej całując młodszą siostrę w czoło i żegnając się z nią. Astoria zaniosła się płaczem i wtuliła w starszą dziewczynę z całej siły nie chcąc jej puścić, w końcu nauczyciele musieli rzucić na nią czar petryfikujący i wynieść z sali. Wąż widział jak Daffy zaczyna drżeć, a po jej policzku spływa jedna, jedyna łza. Po pół godzinie łzawych pożegnań, w końcu Wielka Sala opustoszała i pozostali w niej tylko ci, którzy zdecydowali się wziąć udział w bitwie. Po chwili do środka wkroczył Zakon Feniksa, a za nim sześć postaci w kapturach, które ruszyły w stronę stołu Slytherinu. Serpens ponownie skinął głową na brata, po czym razem wstali i podeszli do Dumbledore'a.
- Dobrze, skoro już wszyscy jesteśmy, należałoby przedstawić wam naszą strategię. - Draco obrócił się w stronę stołu Ravenclaw. - Luna zostawiamy, to tobie.
Lovegood wstała od swojego stołu i podniosła trzy grube zwoje, które czarem zawiesiła w powietrzu, za razem sprawiając, że się rozwinęły.
- Ogólny plan jest taki, że łucznicy na początku będą stali z przodu, jednak kiedy przedrze się większa ilość wrogów wycofają się i pozwolą reszcie atakować. Oddział medyczny pozostanie w zamku, w Skrzydle Szpitalnym i będzie zajmował się rannymi, nie wolno wam się mieszać do walki. - dziewczyna odwróciła się w stronę bliźniaków Malfoy. - Wynik tej bitwy zależy od was, mam nadzieję, że w miarę szybko pozbędziecie się ich przywódczyni. Na drugim zwoju macie rozpiskę, gdzie kto ma się znaleźć. Prosiłabym o zapoznanie się z tym i udanie na odpowiednie miejsca na błoniach.
- Chciałbym jeszcze tylko dodać, że dziękujemy, że zgodziliście się nam pomóc i mamy nadzieje, że w takim samym gronie jak teraz jesteśmy będziemy świętować wygraną bitwę. - Serp uśmiechnął się do osób znajdujących się w sali i wraz z bratem udał się w stronę Dafne, po czym razem udali się na błonia. W oddali było słychać donośny ryk, wrogowie zbliżali się do nich. Wszyscy znajdowali się na swoich miejscach, pułapki zostały zastawione, a łucznicy czekali na sygnał. Mogli już usłyszeć tupot wrogich wojsk, Wąż złapał Draco i Dafne za ręce.
- Obiecajcie mi, że wrócicie żywi.
- Tylko jeżeli ty też wrócisz bracie.
Dafne przytuliła obydwu delikatnie, szlochając cicho.
- Zobaczycie chłopaki, jutro usiądziemy znowu przy stole Slytherinu i będziemy słuchać kazania Pansy na temat tego, że nic jej nie powiedzieliśmy.
Stali jeszcze chwilę obejmując się i nie dopuszczając do siebie myśli, że mogą się już więcej nie zobaczyć, po chwili usłyszeli pierwszy wybuch na terenie Hogwartu, więc obrócili się w stronę Zakazanego Lasu, z którego zaczęli wychodzić Draconici, którzy od razu powpadali w pułapki braci Wesley. Kolejna część wrogów została powstrzymana przez rośliny Neville'a, który został w zamku, aby wspomóc oddział medyczny. Serp rozglądał się uważnie szukając Draconitki w czerwonej sukni, łucznicy zaczęli się wycofywać, więc razem ze Smokiem ruszyli do walki rzucając różne, skomplikowane zaklęcia unieruchamiające. Wokół nich panował niewyobrażalny chaos, trawa została zroszona krwią obrońców Hogwartu jak i Draconitów, którzy nie dali się unieruchomić. W końcu udało im się, jednak dostrzec ich przywódczynie siedzącą na trawie w cieniu drzew, z uśmiechem na twarzy oglądającą pogrom obu wojsk. Draco wypalił w jej stronę silne zaklęcie tnące, co zmusiło ją do postawienia tarczy. Nie specjalnie się spiesząc, kobieta wstała i otrzepała swoją suknię.
- Widzę, że w końcu mnie znaleźliście. - uśmiechnęła się do nich przymilnie - Pozwólcie, że się przedstawię. Na imię mi Camille i jestem przywódczynią Smoków.
- Z tego, co nam wiadomo przywłaszczyłaś sobie ten tytuł. - Serp wychylił się zza pleców brata i spojrzał jej prosto w oczy.
- No proszę, książę Serpens, to zaszczyt w końcu cie poznać. - skłoniła się teatralnie - Jednak, po co ta cała bitwa? Możemy panować razem i pozbyć się ludzi z tego świata, z pewnością zostanę wspaniałą królową.
W jej stronę poleciało kolejne zaklęcie, jednak tym razem zrobiła tylko unik i sama odpowiedziała urokiem, który bracia zablokowali. Zaczęli ją okrążać, jednak ona sobie nic z tego nie robiła dalej się uśmiechając. W końcu Wąż zaatakował rzucając potężne zaklęcie tnące, a następnie petryfikujące, ułamek sekundy potem Draco rzucił w nią sztyletem. Udało jej się uniknąć zaklęć, jednak sztylet przeciął jej ramię powodując, że szamanka się skrzywiła.
- A mogliśmy być taką wspaniałą rodziną. - wysyczała przez zęby posyłając w ich stronę dwa ogniste smoki, które zostały zablokowane przez potężnego, wodnego bazyliszka wyczarowanego przez Toma, który właśnie powalił swojego przeciwnika. Voldemort uśmiechnął się do nich, po czym zaatakował kolejnego przeciwnika prawie od razu go unieruchamiając. Camille wykorzystała, to że chłopcy na chwilę skupili swoją uwagę na wuju i posłała w ich stronę kolejny czar, przed którym udało im się obronić, niestety nie zauważyli ukrytego za nim sztyletu, który trafił Dracona w udo. Smok syknął cicho i wyciągnął ostrze z nogi, obwiązując ranę kawałkiem szaty.
- Macie ostatnią szansę, żeby zmienić zdanie. - uśmiech kobiety stał się bardziej psychopatyczny.
- Wybacz, ale moje serce jest już zajęte. - Serp posłał w jej stronę urok uśmiercający, spoglądając na chwilę w stronę Dafne. Niestety, szamanka uniknęła zaklęcia i podążając za spojrzeniem księcia posłała klątwę tnącą w stronę niczego nie spodziewającej się dziewczyny. Było za późno na postawienie tarczy, więc Wąż teleportował się przed Greengrass, zasłaniając ją przed czarem własnym ciałem. Usłyszał krzyk Daffy i poczuł jak upada na ziemię, przed oczami zatańczyły mu mroczki. Dafne szybko unieruchomiła swojego przeciwnika i uklęknęła koło niego podnosząc delikatnie jego głowę i kładąc ją sobie na kolanach.
- Obiecałeś, że wszyscy wrócimy z tej bitwy cali. - pierwsze łzy elfki spadły na jego twarz.
- Dla mnie już za późno, rany są za głębokie. - ostatkiem sił uśmiechnął się do niej - Wybacz, że dopiero teraz ci, to mówię, ale zawsze cię kochałem...
Serpens opadł bezwładnie w jej ramionach po wypowiedzeniu ostatnich słów, dziewczyna potrząsnęła nim lekko wypowiadając po cichu jego imię, za każdym razem jej mówiła jej co raz głośniej, a po chwili pole bitwy rozdarł krzyk pełen rozpaczy. Siedziała na ziemi cała umazana jego krwią i płakała nad jego ciałem, nie chciała żeby to się tak skończyło, dopiero wyznał jej swoje uczucia, dopiero przyznał się, że ją kocha. Jej rozpacz przerwał śmiech szamanki.
- Książę Serpens już nie jest taki potężny, co? Kto by przypuszczał, że zginie przez jakieś bzdurne uczucia!
- Odszczekaj to. - z ust Draco wydobył się cichy szept, który jednak był przez wszystkich doskonale słyszalny.
- Oj...mały książę stracił swojego braciszka. - kobieta wygięła usta w parodii współczującego uśmiechu.
- Mój brat zginął śmiercią bohatera i nikomu nie pozwolę z tego kpić!
W ręce Smoka zmaterializował się miecz Gryffindora, a klinga zapłonęła zielonym ogniem.
- I myślisz, że coś mi zrobisz takim mieczykiem?
- Zaraz się przekonamy.
Draco złapał wygodniej miecz i ruszył w stronę kobiety, ona natomiast znowu się zaśmiała i zaczęła rzucać w jego stronę najróżniejsze zaklęcia, jednak jemu udawało się wszystkich uniknąć. Spanikowana Draconitka postawiła dookoła siebie wodną barierę, jednak miecz Godryka nic sobie z niej nie zrobił. Smok wbił ostrze w brzuch kobiety, którą otoczył zielony ogień. Podstępna szamanka spłonęła żywcem i nic po niej nie zostało. Malfoy ruszył chwiejnym krokiem w stronę ciała swojego brata, padł na kolana łapiąc jego bladą, lodowatą dłoń.
- To wszystko dla ciebie braciszku, tylko dla ciebie.
Draconici zaczęli się wycofywać w stronę Zakazanego Lasu za swoim przywódcą, który oswobodzony z uroku wyszedł zza drzew i nakazał odwrót. Jedna, jedyna kryształowa łza z oka Dracona spadła na nieruchomą twarz Serpensa, na której w dalszym ciągu znajdował się delikatny uśmiech.

piątek, 5 lipca 2013

Rozdział 23

 No dobra! Daję nowy rozdział, jak na mnie bardzo szybko, ale pewien człowiek nie daje mi spokoju. Według sondy nikt nie ma zginąć, jednak autorka złośliwe stworzenie i zrobi po swojemu. A jak? Już niedługo się dowiecie. Rozdział betowała Tańcząca.
 ***

Rok szkolny mijał bardzo spokojnie, pomijając drobne ataki Draconitów, które zostały przypisane Voldemortowi. Siatka szpiegowska działała bez zarzutu ostrzegając książęta o wszystkich ważniejszych wydarzeniach, które miały miejsce w Pokojach Wspólnych. Najwięcej działo się w Gryffindorze, gdzie po śmierci Potter'a doszło do rozpadu domu na dwie części, który pogłębił się w momencie, w którym wszyscy się dowiedzieli, że Ron jest Wybrańcem. Wiele osób nie zgadzało się z tym, gdyż wiedzieli, że jest on tchórzem i nie chcieli zaakceptować faktu, że ktoś taki ma ich chronić. Luna powoli układała szczegółowe plany ochrony i ataków w jednej wersji uwzględniają członków Zakonu Feniksa, w drugiej natomiast nie. Jednak również dyktatorka Smoczej Rasy nie próżnowała zbierając swoją armię i przygotowując się do ostatecznej bitwy, która zbliżała się wielkimi krokami.
Draco, Serpens i Dafne siedzieli w Pokoju Wspólnym odrabiając zadania domowe z eliksirów i OPCM-u, jednak tak naprawdę czekali na moment udania się wszystkich uczniów do dormitoriów, żeby mogli się wymknąć i udać do gabinetu dyrektora. Niestety w Slytherinie nie istniało coś takiego jak cisza nocna, więc oczekiwanie mogło się bardzo przedłużyć. Na szczęście następnego dnia były normalne lekcje, więc mogli wykluczyć imprezę do rana, która zawsze odbywa się w weekend. Rozmowa musiała się odbyć już teraz, gdyż bitwa zbliżała się coraz bardziej, a oni musieli jeszcze ustawić pułapki i zabezpieczyć zaklęciami schrony dla uczniów. Ostatni domownicy udali się na spoczynek około drugiej w nocy i dopiero wtedy mogli pójść do Pokoju Życzeń, żeby założyć odpowiednie ubrania. Postanowili ubrać stroje bojowe dla podkreślenia powagi sytuacji. Książęta założyli szaty przypominające kimona bez rękawów z rozcięciami do biodra po obu stronach oraz spodnie ze smoczej skóry i buty z tego samego materiału. Jedyne co ich różniło to, to że szaty Węża były białe ze srebrnymi wstawkami, natomiast jego brata błękitne. Na to narzucili czarne peleryny z kapturem, które spięli pod szyją broszkami w kształcie węża i smoka. Dafne miała na sobie spódnicę do kolan z wysokimi rozcięciami po bokach oraz przylegającą bluzkę do pępka na cieniutkich ramiączkach. Cały jej strój był biały, poza peleryną w kolorze zieleni, którą zarzuciła na ramiona. Powolnym krokiem wyszli z Pokoju Życzeń i udali się w stronę chimery strzegącej wejścia do gabinetu Dumbledore'a. Po drodze dołączyła do nich Caroline ubrana podobnie do Daffy z tym, że w jej przypadku spódnicę zastąpiły skórzane spodnie, a strój był w kolorze błękitnym, a peleryna niebieskim. Po dość krótkim spacerze znaleźli się przed posągiem, który zadawał się patrzeć na nich złośliwym wzrokiem.
- Otwórz drzwi strażniku, bo tak nakazuje ci potomek Założycieli.
W ciszy która panowała w zamku głos smoka wydawał się nienaturalnie głośny. Chimera posłusznie przesunęła się ukazując schody. Wiedzieli, że dyrektor został już powiadomiony, że wejście zostało otwarte i będzie ich oczekiwał. Kiedy tylko otworzyli ostatnie drzwi w ich stronę poleciała jedna z bardziej złośliwych klątw. Na szczęście udało im się odskoczyć i odpowiednio szybko wypalić czar wiążący, nie dając przeciwnikowi szans na jakąkolwiek obronę. Zdziwieni zauważyli, że atakującym był nie kto inny jak Albus Dumbledore, który obecnie starał się uwolnić z krępujących go więzów. Nagle Caroline padła na podłogę trzymając się za głowę, a z jej ust wyrwał się stłumiony jęk. Draco był pierwszą osobą, która się przy niej znalazła i chociaż nikt tego nie mógł zobaczyć na jego twarzy widniał grymas bólu. Atak równie szybko, co nastąpił również się skończył.
- To była wizja. Dumbledore jest zaklęty. - wydusił z siebie Draco.
- Jakie jest przeciw zaklęcie?
- Restituo Libero. - odpowiedziała Caroline.
Serpens nie zastanawiając się wiele rzucił czar. Dyrektor jeszcze przez chwilę walczył, jednak po kilku sekundach opadł bezsilnie w więzach. Kolejnym zaklęciem, które poleciało w stronę Albusa było uwalniające, a następne cucące. Dokładnie widzieli jak mężczyzna zamglonym wzrokiem rozgląda się po pomieszczeniu i w końcu siada na fotelu ukrywając twarz w dłoniach.
- Przepraszam, że was zaatakowałem, ale nie miałem żadnej władzy nad tym, co robię.
- To normalne przy Suscepit Libero - powiedziała Dafne. - Nawet po Veritaserum nie udałoby się odkryć tego uroku.
- Przyjmujemy przeprosiny - zaczął Draco - jednak mamy do ciebie pewną sprawę. Domyślam się, że już wiesz kim jesteśmy.
- Władcy Zjednoczonego Królestwa Ras. - skłonił się im lekko.
- Tak, tak...odpuśćmy sobie te wszystkie grzeczności. Szykuje się wojna, Draconici chcą zaatakować Hogwart i jak zapewne wiesz... - Serpens pozwolił sobie na przerwę, na złośliwy uśmiech - za obecnymi atakami nie stoją Śmierciożercy tylko właśnie oni. Pytanie brzmi czy Zakon Feniksa wesprze nasze wojsko i Śmierciożerców w walce z wrogiem?
Zapadła cisza przerywana miarowym chrapaniem poprzednich dyrektorów oraz dźwiękami wydawanymi przez różne przedmioty znajdujące się w gabinecie.
- Myślę, że ta rozmowa powinna się odbyć w pełnym gronie. Czy możecie wezwać osoby, których brakuje, a ja w tym czasie poproszę do nas Minervę i Severusa?
- Oczywiście, nie będzie to żadnym problemem. - na wypadek takiej sytuacji Wąż poprosił Rosę aby udałą się po jego ojca i wuja. Cała czwórka pojawiła się w pomieszczeniu w tym samym momencie. Dumbledore głośno wciągnął powietrze dostrzegając Voldemorta.
- Tom? Ale jak?
- Chyba nie przypuszczałeś, że do końca życia będę wyglądał ja kreatura? - złośliwy uśmiech zagościł na twarzy Riddle'a.
- Dyrektorze. - Lucjusz skinął dyrektorowi głową. - Mam nadzieję, że moi synowie nie sprawili żadnych problemów.
- Twoi synowie? - McGonagall wyraźnie pobladła, domyślając się już, że postacie w czarnych pelerynach są książętami. Najstarszy Malfoy obrócił się w stronę synów.
- Moglibyście już przestać bawić się maskaradę. Chciałbym w końcu zobaczyć twarze dzieci po tak długiej rozłące.
- Hmpf...jak zwykle psujesz dobrą zabawę, tato. - powiedział Smok zrzucając kaptur.
- Draco, przecież wiesz, że od tego są rodzice. - odpowiedział mu Tom.
- Ty wcale nie jesteś lepszy, wuju. - odparł Serp odsłaniając swoją twarz. Nauczycielka transmutacji zbladła jeszcze bardziej i oparła się o biurko. Marvolo podszedł do chłopaka i poczochrał go po włosach kompletnie psując jego uczesanie.
- Nie miałeś żadnych kłopotów z nauczycielami, prawda?
- Niezbyt wielkie. A właśnie, ojcze, co zrobiłeś profesor McGonagall, że uwzięła się na mnie tak jak wujek Sev na Potter'a?
- Oh...to było tak dawno, że w sumie już sam nie pamiętam.
- Przestań kręcić, Lu. - zaczął Snape - Chyba wszyscy pamiętają jak zmieniłeś włosy Potter'a w włochatego pająka i wszyscy nauczyciele musieli go gonić po zamku.
Dziewczyny nie wytrzymały i wybuchnęły głośnym śmiechem, co skończyło się zrzuceniem przez nie kapturów. Serp uśmiechnął się delikatnie patrząc na Greengrass, jednak kiedy zauważył sugestywny wzrok Lucjusza znowu przybrał na swoją twarz maskę bez uczuć.
- Wszystko pięknie i wspaniale, ale z tego, co wiem przyszliśmy tu rozmawiać o wojnie, a nie o naszych przeżyciach z czasów szkoły.
Tom rozparł się wygodnie na siedzeniu na przeciwko Dumbledore'a przerzucając nogi przez oparcie.
- Jakiego wsparcia oczekujecie?
- Potrzeba nam tylko ludzi, z tego, co wiem mój bratanek ma własnego stratega.
- Co z uczniami?
- Zorganizujemy schrony w dormitorium Slytherinu. Znajdują się pod ziemią i dostęp do nich łatwiej zablokować. - wtrącił się Wąż - Niestety nie możemy wysłać uczniów do domu, ponieważ może to ostrzec naszych wrogów o tym, że przygotowujemy się na bitwę.
- Co będzie naszym zadaniem?
- Powstrzymanie Draconitów przed dostaniem się do zamku, bez zabijania ich.
- Jak chcesz wygrać wojnę bez zabijania? - McGonagall widocznie odzyskała już swój rezon.
- To już nasza sprawa, pani profesor. Prosimy jedynie o spełnienie swojej roli, reszta zależy od nas.
- Kiedy ma się odbyć atak?
- 23 czerwca.
- To już za tydzień!
- Niestety wcześniej nie mogliśmy was poinformować, zbyt duże ryzyko, że ktoś zdradzi.
- Jak zamierzacie ułożyć strategię w tydzień?!
- Strategia już istnieje, a teraz pozwolicie państwo, że udamy się na spoczynek, gdyż przypuszczamy, że każde z nas ma dzisiaj wiele spraw do załatwienia, a ta rozmowa powinna była zająć zdecydowanie mniej czasu. - Lucjusz znacząco wyjrzał przez okno, gdzie zza horyzontu zaczęło wyglądać słońce. Bliźniacy spojrzeli po sobie, pochylili głowy w wyrazie rezygnacji i skierowali się w stronę wyjścia, za nimi ruszyły dziewczyny, które nagle zaczęły złośliwie chichotać. Dorośli popatrzyli na nie zdziwieni, po czym uśmiechnęli się delikatnie na wspomnienie własnej młodości. Tymczasem trójka ślizgonów biegła w szaleńczym tempie, żeby zdążyć przed pobudką reszty mieszkańców Slytherinu. Zdecydowanie nie mieli ochoty po raz kolejny wysłuchiwać kazania Pansy na temat opuszczania dormitoriów w czasie ciszy nocnej. Byli już praktycznie przed wejściem, kiedy dotarło do nich, że ciągle mają na sobie szaty bojowe, więc zmienili cel na prywatne komnaty profesora eliksirów, gdzie mogli się spokojnie umyć i przebrać. Kiedy spojrzeli na zegarek okazało się, że jest już siódma rano, więc zamiast do Pokoju Wspólnego udali się do Wielkiej Sali na śniadanie i po dużą ilość kawy. Na szczęście tam również nie spotkali Parkinson, więc już spokojni z pełnymi brzuchami udali się pod salę transmutacji, gdzie miny im zrzedły, bo zastali tam Wiewióra i Granger. Mieli nadzieję, że uda się im ich wyminąć, niestety okazało się, to niemożliwe, gdyż dwójka gryfonów zastąpiła im drogę.
- I co, Malfoy? Znowu pokażesz jak wielką porażką jesteś?
- Na twoim miejscu martwiłbym się o siebie, Wesley.
- Jesteś taki pewny siebie? - Hermiona wyciągnęła różdżkę i wymierzyła w niego mając zaklęcie na końcu języka, jednak nie zdążyła go wypowiedzieć, gdyż magiczny patyk wyleciał jej z ręki i trafił w dłoń opiekunki Gryffindoru.
- Panno Granger! Jak śmiała pani celować w Prefekta Naczelnego? Minus 30 punktów od Gryffindoru i tygodniowy szlaban z profesorem Snape'm. A teraz zapraszam do klasy. - profesorka otworzyła drzwi i wpuściła klasę do środka - Mam nadzieję, że na tej lekcji części z was uda się przemienić. Osoba, która jako pierwsza dokona całkowitej transmutacji otrzyma 100 punktów dla swojego domu. Zaczynajcie!
Serpens wyczarował sobie koc, usiadł na nim ze skrzyżowanymi nogami i złożył ręce w sposób charakterystyczny dla medytacji. Skupił się na spokojnym oddychaniu i przepływie magii w jego ciele. Musiał postarać się, żeby zachować odpowiednią kolejność przemian i ich prędkość. Zaczął powoli wpuszczać magię do wszystkich komórek ciała, znowu poczuł się jak podczas pierwszej lekcji w tym roku. Wokół siebie usłyszał głośne wciąganie powietrza i kilka zduszonych krzyków, do jego nosa zaczęła docierać cała gama zapachów. Otworzył oczy i rozejrzał się po pomieszczeniu. Zauważył zadowoloną minę McGonagall, delikatne uśmiechy na twarzy swojego brata i Dafne oraz zawistne miny Wesley'a i Granger. Zadowolony z siebie ryknął głośno i przebiegł się po całej sali, co sprawiło, że większość uczniów powskakiwała na ławki, a Daffy i Smok zaczęli się śmiać. Zwolnił i zaczął krążyć wokół tej dwójki, w końcu kładąc się przy ich nogach, dając się pogłaskać. Nareszcie znalazł swoje miejsce na świecie, w którym mógł być tylko sobą.