wtorek, 25 czerwca 2013

Rozdział 22

 Po pierwsze, bardzo was przepraszam, że tak późno, ale nauczycieli olśniło, że zbliża się koniec roku szkolnego i nie dali nam żyć. Poza tym mam nadzieje, że jeszcze ktoś to czyta oraz pragnę was poinformować, że zbliżamy się do końca opowiadania, z tego powodu przez najbliższy tydzień na blogu będzie sonda. A tak poza tym, z czystej ciekawości, czy to opowiadanie czytają jacyś faceci? Spotkałam się już z kilkoma dziewczynami piszącymi pod męskim pseudonimem, więc jestem ciekawa.
Rozdział zbetowany przez Tańczącą.
****
Serp uśmiechnął się pod nosem na ich widok, tak bardzo za nimi tęsknił, że w tej chwili mógłby zrzucić kaptur i powiedzieć im kim jest, ale nie mógł tego zrobić, bynajmniej nie do momentu w którym wojna się nie zakończy. Poczuł na sobie wzrok Caroline, szlag, zupełnie zapomniał, że jest Widzącą prawdopodobnie już wiedziała kto ukrywa się pod płaszczem, więc tylko delikatnie jej się ukłonił. Dopiero teraz zwrócił uwagę na resztę, która przyglądała się jemu i Draco z niepokojem.
- Dafne, wybacz, że nie skaczemy z radości, ale...
- ... czy przyprowadzenie na nasze spotkanie dwóch obcych osób...
- ... nie łamie zasad naszej przysięgi? - bliźniacy mówili, nawzajem uzupełniając swoje zdania, jednak w ich tonie było słychać wyraźny smutek.
- Skoro jeszcze żyje, widać nie. Poza tym, to nie są takie do końca obce osoby, ale żeby się rozwodzić nad ich tożsamością powinniśmy zejść w bardziej prywatne miejsce. - mówiąc, to wskazała różdżką na umywalkę, szepcząc pod nosem hasło, które uruchomiło nagranie w wężomowie. Po kilku sekundach ukazało się im wejście do Komnaty Tajemnic, Wąż był bardziej niż pewien, że usłyszał głośne wciągnięcie powietrza od strony brata, prawie zapomniał o fakcie, że ten nigdy nie był w Królestwie Bazyliszka, w myślach przekazał mu żeby wszedł pierwszy i mu zaufał. Widząc znikającego w przejściu Smoka sam ruszył za nim nie czekając na reakcję reszty. Jak on kochał to miejsce! Jego brat przyglądał się z fascynacją pięknym płaskorzeźbom wykonanym z białego marmuru i pochodniom płonącym zielonym ogniem. Niestety musieli czekać aż pozostali zejdą na dół nie wymieniając między sobą ani słowa, gdyż zawsze istniało ryzyko, że ktoś rozpozna ich po głosie, a nie chciał aby dzieło jego i Dafne zostało zniszczone przez zupełnie nie uzasadnioną wymianę zaklęć. Po chwili usłyszał za sobą kroki reszty, więc nie bacząc na ich zdziwione spojrzenia ruszył w stronę drugich wrót. Niestety musiał czekać aż panna Greengrass otworzy wejście, ponieważ nie mógł sobie jeszcze pozwolić na wyjawienie tego, że potrafi się posługiwać wężomową. Czuł na sobie ich zaciekawione spojrzenia i jedyne, co go zastanawiało to, to jak długo dziewczyna każe na siebie czekać, w końcu zdawała sobie sprawę z tego, że nienawidzi być w centrum uwagi, a nie może na nich warknąć, gdyż od razu poznaliby kim są tajemniczy osobnicy. W końcu Dafne postanowiła się nad nim jednak zlitować i stanęła obok niego z nieco złośliwym uśmiechem kierując przez siebie różdżkę. Przejście stanęło przed nimi otworem, a on ukłonił się szarmancko przepuszczając ją, jak i resztę przodem. Następne wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Raven, która wyczuła większą ilość osób niż zazwyczaj rzuciła się do przodu z zamiarem zaatakowania, wyciągając ociekające jadem kły. Zareagował instynktownie, wyskakując na przód grupy i sycząc gniewnie:
- Głupia! To my! Nie poznałaś swoich? Jesteś Królową Węży! Myślałem, że zachowasz zimną krew jak na gada przystało.
- Wybacz, Sssserpensss. Wyczułam dużo dwunogów. Tupot dużej ilości ssstóp oznacza niebezpieczeństwo.- wężyca pokornie skłoniła głowę, podpełzając do jego nóg.
- Ehh...już dobrze moja mała, to nie twoja wina, że poczułaś się zagrożona- pogłaskał ją delikatnie po łbie. - Ale na przyszłość uważaj i lepiej się schowaj.
Odwrócił się do przerażonych ludzi stojących za nim, którzy skulili się przy wejściu. Zirytowany, zrzucił kaptur ukazując swoje długie platynowe włosy i zielone jak zaklęcie uśmiercające oczy. Teraz na ich twarzach widniał jeszcze szok, więc żeby ich trochę ocucić, rzucił szybkie zaklęcie, które zrzuciło Smokowi kaptur z głowy, a ich zmusiło do postawienia tarczy ochronnej. Daffy zaśmiała się głośno i stanęła koło niego całując go delikatnie w policzek. Nigdy by się nikomu do tego nie przyznał, ale tym drobnym gestem sprawiła, że poczuł się dużo lepiej i najchętniej odwdzięczyłby się jej tym samym. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że zawsze zależało mu na niej bardziej niż na którymkolwiek z jego przyjaciół. Dopiero teraz dotarło do niego, że się w niej zakochał, że jest dla niego całym światem i oddałby za nią życie, ale zdecydowanie nie mógł jej tego teraz powiedzieć. Zbyt duża publiczność i zbyt wielkie prawdopodobieństwo, że go odrzuci. Otrząsnął się z niepotrzebnych myśli i upchnął je głęboko w swoim umyśl, skupiając się z powrotem na otaczającej go rzeczywistości.
- Dafne, my naprawdę wiemy, że jesteś wierna domowi Slytherina, ale czy musiałaś przyprowadzić tu Malfoy'ów? - widać było, że wybrali Longbottom'a na swojego rzecznika. - Wszyscy poczuliśmy wezwanie, co oznacza, że Harry albo żyje albo komuś przekazał medalion wraz z naszą lojalnością. Powiesz nam, co się wydarzyło?
- Myślę, że najlepiej będzie jeżeli my odpowiemy na to pytanie. - Serp wskazał na siebie i swojego brata wyciągając z pod koszuli medalion. - Domyślam się, że wszyscy już wiecie, że Harry nie był Potter'em. Dopowiem, więc tylko, że dowiedział się o tym podczas tortur u Voldemorta, wtedy też spadła z niego odpowiedzialność zgładzenia Czarnego Pana, więc stwierdził, że wycofa się z wojny w zamian za spokojne życie, na co Lord przystał. W ostatnim momencie przed przeniesieniem go do nowego miejsca zamieszkania oddał mi medalion wymawiając czar przeniesienia przysięgi. Mogę was zapewnić, że Voldie spełnił swoją część umowy.
- Skąd ta pewność? Jesteś Śmierciożercą? - wtrąciła się Luna, nie czekając aż Neville zabierze głos.
- Możemy was zapewnić, że z Harry'm wszystko dobrze. I nie, nie jesteśmy Śmierciożercami. - Draco w końcu postanowił zabrać głos. - Myślę, że nasz wuj nie chciałby żebyśmy się przed nim kłaniali i za nim zapytacie, tak, Voldemort jest naszym wujkiem.
- Ale nie jest już zły. Teraz na Świecie będzie się toczyć dużo bardziej okrutna wojna... - podjął Wąż.
- Wojna między rasami - dokończyła za niego Caroline. - Wybaczcie, że nie poznałam was od razu, książęta.
Dziewczyna uklęknęła przed nimi pochylając nisko głowę w geście pełnym szacunku.
- Wstań, Widząca z rodu Kotołaków. Nawet ty czasem ignorujesz szczegóły, które dane jest Ci widzieć na co dzień.
Serp w żadnym wypadku nie chciał, żeby jego przyjaciele padali przed nim na twarz, jednak wiedział, że na początku może to być nieuniknione, a co za tym idzie musi ich od razu uświadomić jakie jest stanowisko jego i jego rodziny. Nie przewidział tylko, że...
- Serp? Jesteś księciem? - niedowierzający ton Daffy sprawił, że zawahał się przed skinięciem głową. - Wybacz, że tego nie zauważyłam, mój panie. Jako elfka zawiodłam swoją rasę...
- Daffy! Jesteś moją przyjaciółką! Nie mówiłem Ci, bo myślałem, że jesteś człowiekiem, a poza tym... - jego głos na moment odmówił posłuszeństwa. - Wyjawiłem Ci dużo gorsze rzeczy, więc nie chciałem od razu jeszcze mówić o tym, a potem po prostu zapomniałem i...
- Braciszku, wybacz, że przerywam twój jakże czarujący wywód, ale myślę, że wszyscy już zrozumieli o co chodzi i nie mają Ci tego za złe.
- Co...? - zdziwiony spojrzał po twarzach wszystkich w pomieszczeniu i zauważył, że patrzą na niego z rozbawieniem, a już zwłaszcza panna Greengrass, która szczerzy się do niego złośliwie.
- Głupek! Chyba nie myślisz, że naprawdę mogłabym obrazić się na ciebie - dziewczyna podeszła do niego i przytuliła delikatnie. - Przecież wiesz, że jesteś najważniejszym mężczyzną w moim życiu.
Ostatnie zdanie wyszeptała mu prosto do ucha sprawiając, że jego serce stanęło w oczekiwaniu na dalsze słowa, jednak ona tylko się od niego odsunęła i spojrzała mu w oczy smutnym wzrokiem, w którym zauważył tlące się uczucie, którego nie mógł rozpoznać. Miał ochotę tu i teraz wyznać jej swoje uczucia, ale musiał się najpierw dowiedzieć jak się zapatrują na wojnę, która mogła się rozpocząć lada chwila, jednak ubiegł go brat.
- Wiecie już kim jesteśmy i co się niedługo wydarzy. Musimy wiedzieć czy nas wspomożecie czy usuniecie się z dala od wojny.
Zapadła cisza. Dafne złapała go za rękę i pocieszająco ścisnęła jego dłoń. Już wiedział, że ona na pewno stanie po jego stronie i będzie go wspierać do końca.
- Nie możemy się wycofać...
-...przysięga nam nie pozwoli. - mówili przez siebie bliźniacy Wesley.
- Zwolnię was z przysięgi. - mocny głos Węża przerwał ich rozważania na temat tego, że mogę ich zmusić do udziału w wojnie. Pierwsza w ich stronę ruszyła Caroline ujawniając swoje kocie uszy i ogon, klęknęła przed nimi po raz drugi tego dnia.
- To zaszczyt dla przedstawicielki rodu Kotołaków walczyć u waszego boku.
Do dziewczyny podszedł Draco, który kucnął przed nią, kładąc rękę na jej ramieniu i uśmiechając się ciepło.
- Nie musisz się przed nami kłaniać. To zaszczyt dla nas mieć u swojego boku Widzącą. Stań przy nas jako równa, a nie jako służąca.
Podciągnął pannę Purvis na nogi i pokierował nią tak, aby stanęła u jego boku. Kolejni byli bliźniacy, którzy ruszyli przed siebie dumnym krokiem z przesadnie uniesionymi do góry głowami.
- Szanowni panowie...
-...to był dość ciężki wybór, ale...
-...tam gdzie rozróba, tam i my! - dokończyli razem Wesley'owie szczerząc się radośnie. Stanęli za plecami Władców Ras, dyskretnie klepiąc Serpa po plecach. Potem przyszła kolej na Lunę, która nic nie powiedziała, po prostu podeszła do nich tanecznym krokiem i ucałowała ich w oba policzki stając obok rudowłosego rodzeństwa. Został już tylko Neville, który stał z opuszczoną głową i trzęsącymi się ramionami.
- Jak mogę stanąć po waszej stronie, skoro przez waszą ciotkę moi rodzice leżą w św. Mungu?!
- Bellatrix nie żyje, tak dla twojej wiadomości - powiedział Smok. - Zabił ją jej własny mąż, kiedy zamordowała ich nienarodzone dziecko.
- A co z Syriuszem? O nim też mamy zapomnieć?
Malfoy'owie spojrzeli po sobie zdziwieni.
- To wy nie wiecie, że Łapa żyje? On nie wpadł za zasłonę, tylko upadł koło niej.
Neville zacisnął mocno szczękę i praktycznie wysyczał przez zęby:
- Skąd mamy mieć pewność, że jesteście dobrzy? Przez wiele lat Malfoy zachowywał się jak...!
- Dość! - Serpens wyglądał jakby miał zaraz wyjść z siebie i stanąć obok. - Jeżeli nie chcesz stanąć po naszej stronie, to po prostu wyjdź. Nie potrzebujemy osób, które będą się wahać i potem żałować swojej decyzji!
Nieświadomie ujawnił swoje cechy będące dowodem jego przynależności do innych ras, a mianowicie śnieżnobiałe skrzydła, spiczaste uszy oraz kocie źrenice i kły. Wszyscy westchnęli z zachwytu, w tym momencie biła od niego taka aura władzy i siły, że nikt nie miał wątpliwości, po której stronie stanąć. Niestety nie mieli zbyt dużo czasu, żeby mu się lepiej przyjrzeć, ponieważ bardzo szybko się opanował i wrócił do swojej ludzkiej wersji.
- Stanę po waszej stronie, wydajesz się być prawdomówny, więc muszę uwierzyć, że wszystko, co powiedzieliście jest prawdą.
- Cieszę się, że nie staniesz przeciwko nam. - Wąż przeszedł kilka kroków i stanął przed posągiem Salazara, który w ogóle nie przypominał prawdziwego założyciela. - Ale to zebranie nie zostało zorganizowane od tak sobie. Chcemy utworzyć siatkę szpiegowską, musimy wiedzieć co się dzieje, w którym domu. Zbliżająca się wojna, postawi wielu ludzi przed wyborami i nie chcielibyśmy, żeby stanęli przeciwko nam.
- Kto będzie naszym wrogiem? - usłyszał rozmarzony głos Luny.
- Draconici, czyli Smocza Rasa. - zaczął Draco. - Dawniej byli naszymi sprzymierzeńcami, jednak w dniu naszych narodzin jedna z ich szamanek zbuntowała się i zaklęła najpotężniejszego smoka tak, żeby był jej posłuszny, oczywiście reszta rasy podążyła za nią.
- Ta kobieta chce przejąć władzę nad wszystkimi rasami łącznie z ludźmi, a żeby to zrobić musi się pozbyć rodziny królewskiej, czyli między innymi nas. - dokończył Serp, który równocześnie machnął ręką wyczarowując okrągły stół i krzesła dookoła. Wszyscy zasiedli i nalali sobie herbaty, którą przyniosła Rosa. Po jego prawej stronie siedział Smok, a po lewej Daffy.
- Jak się przedstawia liczebność naszych wojsk? - zapytała Carol.
- Cztery tysiące Wojsk Zjednoczonych Ras i pięćset Śmierciożerców.
- A wojska wroga?
- Sześć tysięcy.
- Czyli brakuje półtora tysiąca do wyrównania szans...
- Tak naprawdę wystarczy zabić szamankę, wtedy przywódca zostanie oswobodzony z czaru i się wycofają.
- Ale resztę trzeba powstrzymać przed zabijaniem naszych ludzi.
- I tutaj na plan wchodzą bracia Wesley. - lisi uśmiech zagościł na twarzy Draco. - Jesteście żartownisiami, ale i wynalazcami. Potrzebujemy czegoś, co unieruchomi chociaż część naszych przeciwników. Podołacie temu?
- Śmiesz wątpić, książątko? - bliźniacy odwzajemnili uśmiech. Wyraźnie miało dojść do wymiany złośliwych komentarzy, którą zażegnał Serpens.
- Luna, jesteś wspaniałym strategiem, dostaniesz szczegółowy rozpis naszych sił. Liczę, że zachowasz go w tajemnicy do czasu starcia. - wyciągnął dłoń, a w niej zmaterializował się zwój, który podał dziewczynie.
- Oczywiście. - Lovegood skinęła lekko głową i odebrała zwój. - Gdzie odbędzie się bitwa?
- W Hogwarcie.
- Chcesz narażać uczniów? - wtrącił się Longbottom.
- Uczniowie zostaną przetransportowani do lochów Slytherinu. Neville, liczę na twoją pomoc w zakresie roślin, które unieruchomią kolejną część Draconitów.
- Myślę, że da się coś zrobić. Niestety, nawet te rozwiązania, które proponujecie niekoniecznie zapewnią nam przewagę.
- Dlatego poprosimy kogoś o wsparcie. - delikatny uśmiech zagościł na twarzy zielonookiego.
- Kogo? - padło pytanie od wszystkich przy stole, a jego uśmiech poszerzył się.
- Dumbledore'a i jego Zakon.